Prolog

Jesień tego roku nadeszła niespodziewanie. Zaskoczyła wszystkich, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że dzieci dalej chcą bawić się w piaskownicy, a dorośli nie czują potrzeby schowania letnich ubrań do szaf oraz przyodziania cieplejszych rzeczy. Ale trzeba się z tym pogodzić, taka kolej rzeczy.
Raz na wozie, raz pod wozem. Wahania. Sinusoida.
Słowa dudniły w głowie dziewczyny, odbijając się echem od zwoi mózgu, które wydawały jej się wtedy zupełnie pustą powierzchnią. Starała się za wszelką cenę je stłumić. Trudne przedsięwzięcie, nie można pozostawić wyrzutów sumienia ot tak, za drzwiami, pożegnać, nie przejmować się nimi.
Wyrzuty sumienia nie pozwolą nigdy żyć dalej. Nigdy. Nawet jeśli było to lata temu, ten podprowadzony koleżance cukierek za czasów dzieciństwa za każdym razem po wejściu do sklepu będzie dawał nam znać o sobie w naszej podświadomości.
Znowu padał deszcz. Ciężkie krople spadały na czerwony parasol, jakby się śmiały, na przekór humoru dziewczyny. Długa noga wstąpiła do kałuży i już wchodziła do następnej, stawiając kolejne zdecydowane kroki.
Na horyzoncie malował się wysoki budynek. Wyglądem przypominał trochę zakład poprawczy albo więzienie : zbudowany był z szarej cegły, miał wiele okien, a w prawie każdych miał żelazne kraty. Sprawiał wrażenie, jakby nie był używany już od wielu lat, jednak w rzeczywistości było to porządne, cieszące się sławą, krakowskie liceum. Wszystkich jego uczniów nauczyło, że nie wolno oceniać nikogo ani niczego już po pierwszym spotkaniu.
Szkarłatna parasolka przekroczyła dumnie i powoli metalowe bramy szkoły, powiewając za sobą jasnobrązowymi lokami. Przyszła dosyć wcześnie, nikogo jeszcze się nie pojawił.
Hol był ciemny, miał brązowe ściany, w wielu miejscach farba odchodziła już ze starości. Lampy dawały liche światło, a poniszczone ławy oraz pojedyncze krzesła nie były chętnie zajmowane przez uczniów. Na podłodze leżały śmieci, które nie zostały pozbierane dzień wcześniej przez sprzątaczkę. Mało kto dbał tu o czystość. Ważna była jedynie nauka. Kształcono w tym miejscu przyszłych, doskonałych w każdym calu, lekarzy, prawników, profesorów, bankowców, ludzi wpływowych. Każdy zamężny, szanujący się rodzic pragnął, by jego dziecko uczyło się w takiej placówce. Trwał tam wieczny wyścig szczurów, kto nie chciał brać w nim udziału, już w pierwszej chwili był skreślony.
Nie została tu na dłużej. Weszła po schodach na drugie piętro. Było cicho jak makiem zasiał. Ostrożnie usiadła na ławce pod drzwiami jakiegoś gabinetu, krzywiąc się lekko. Czuła, jak niespodziewanie ogarnia ją strach. Wrota tajemniczego pomieszczenia otworzyły się, wypuszczając małą wiązkę światła na podłogę. Wyjrzała zza nich kobieta z pociągłą twarzą, orlim nosem, krótkimi włosami sięgającymi ramion. Odchrząknęła.
- Idalia Kino jest proszona do gabinetu pani psycholog. Powód : trauma powypadkowa i przewlekła depresja – wyczytała pani z wyciągniętej przez siebie kartki.
Ida, której ciało nagle stało się cięższe o kilka kilogramów, wstała. Wkroczyła w zupełnie nieznany jej świat.