Rozdział III

Lora : Lizko, gdzie jesteś ?

Idalia w dzień Wigilii obudziła się dosyć późno. Babcia, która przyjechała kilka dni wcześniej, już krzątała się w kuchni. Po całym domu rozchodził się przyjemny zapach cynamonowych ciasteczek przygotowanych z myślą specjalnie dla niej. Wstała, porzucając ciepło kołdry i podeszła do okna. Od wczoraj przybyło śniegu.
- Cześć – rzuciła krótko, wchodząc do kuchni. Babcia uśmiechnęła się nieznacznie na widok swojej rozczochranej wnuczki w swoim królestwie. Nawet na sekundę nie przerwała pracy – właśnie odmierzała kolejną porcję mąki do kolejnego ciasta.
- Pójdziesz po orzechy ? Skończyły się.
- Pójdę – zgodziła się Ida chętnie.
- Tylko ubierz się cicho, tata jeszcze śpi.
Dziewczyna przygryzła wargę.
- Mama już wyszła ? – mruknęła.
- Niestety tak, zapracowana kobieta – westchnęła babcia. – Nie tak ją wychowałam.
- Może w tym roku nie spóźni się na kolację – dodała Idalia, ubierając ciężkie, górskie buty na gołe stopy.
- Żeby tak własne dziecko na święta zostawić…
Usłyszała słowa starszej kobiety, domykając szczelniej drzwi. Kochała ją bardzo mocno.
Zbiegła po schodach, wyglądając odrobinę komicznie. Miała na sobie pomarańczowy, gruby sweter, który założyła na piżamę oraz traperki. Sklep był kilka domów drogi od jej mieszkania.
Na co dzień żyła w małym bloku z czterema innymi rodzinami. Z zewnątrz nie był to dom szczególnie zadbany, ale w środku to raj dla każdego, kto lubi prawdziwe luksusy. Rodzice Idy byli bardzo wpływowymi ludźmi w swojej branży. Ida nie wiedziała nawet do końca czym się zajmują. Wolała jednak sama zapracować na wymarzoną bluzkę czy książkę jako opiekunka niż dostawać wszystko od bogatych rodziców. Mogła mieć wszystko, ale nie chciała. W każdym razie, posiadanie wszystkiego nie było jej aspiracją.
Wróciwszy do domu, pomogła babci dekorować pierniki i ciasteczka. Robiła to od małego, stało się to jej prywatną tradycją. Zawsze tak było. Dzięki temu nagle zaczynało jej się żyć cudnie, chociaż kończyło się to kilka godzin później, przy wigilijnej kolacji.
W dzieciństwie próbowała sobie wytłumaczyć fakt, że rodziców nigdy w święta nie ma. Może pomagają Świętemu Mikołajowi ? Przecież wieczorem zawsze przynoszą jej takie cudne prezenty – nowa lalka Barbie z ładniejszymi, bardziej lśniącymi włosami, bardziej mięciutki miś lub setki płyt DVD z ulubionymi filmami lub kreskówkami. Lata jednak mijały, a do Idy zaczęła docierać bolesna prawda. Smutno jej było jednak za każdym razem, nawet teraz, święta powinny być przecież rodzinnym świętem, pełnym ciepła oraz miłości.
Po niewielkiej pomocy babci, Ida spędziła resztę dnia przed komputerem albo czytając książkę wypożyczoną z biblioteki przesiąkniętej starymi kartami. Logując się do sieci, miała ogromną nadzieję, że Laura też jest na czacie.

Tella : Już jestem.

Czekała ponad godzinę na pojawienie się internetowej koleżanki.

Lora : To dobrze, mamy wiele spraw do omówienia !
Tella : Zaczynajmy.
Lora : Więc przede wszystkim – wesołych ! Po drugie, mam kilka ważnych pytań.
Tella : Dziękuję ! Tobie też życzę wszystkiego najlepszego z całego serca !
Lora : Dziękuję. OK, to jak z naszym spotkaniem ?
Tella : Spotkaniem ?

Idalia zupełnie zapomniała o tym, co obiecała przyjaciółce. W ostatnich dniach wiele się działo, nie myślała kompletnie o danych obietnicach.
Lora : No tak ! Rozmawiałyśmy o tym kiedyś.
Tella : Właśnie – kiedyś ! Zupełnie wyleciało mi z głowy…

Dziewczyna zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Nie miała pojęcia, jak mogła o tym zapomnieć. Przecież tyle czasu zastanawiała się czy byłby to odpowiedni moment na ujawnienie prawdy o Elizie i czy w ogóle się spotykać z Laurą. Nie wiedziała przecież jednej rzeczy – czy Laura polubi Idę, ją samą, prawdziwą czy uzna to za naprawdę głupi i niewłaściwy żart, obrażając się. Było tyle możliwości, mnóstwo scenariuszy jak to może się potoczyć, a każdy – niestety – coraz gorszy od swojego poprzednika.

Tella : Dobra, spotkajmy się !
Lora : Serio ? Naprawdę?!
Tella : Oczywiście ! Tylko gdzie ? I kiedy ?
Lora : Myślę, że w jakimś centrum handlowym, gdzie jest dużo ludzi, tak na wszelki wypadek.
Tella : Na wypadek czego ?
Lora : Jakbyś była pedofilem czy kimś takim.

Ona już wie…Pomyślała ze zgrozą Idalia.

Tella : HAHAHA. Bardzo śmieszne, naprawdę.
Lora : Ja bym się chciała spotkać jeszcze w tym roku. Co Ty na to ?
Tella : Może być. Proponuję 30 grudnia. Idealne zakończenie roku.
Lora : Masz rację ! Lepszego bym nie mogła sobie wyobrazić ! Ale się cieszę, nareszcie spotkam swoją przyjaciółkę !

Przyjaciółkę… Ida pociągnęła nosem. Uważała ją za przyjaciółkę, to było takie miłe. Ale kogo tak naprawdę nazywała tymi kilkoma literami ? Elizę czy ją ?

Tella : Ja też nie mogę się doczekać…
Lora : Muszę iść pomóc mamie w kuchni, jeszcze pogadamy o tym. Papa !
Tella : Dobrze. Pa !

Idalia wyłączyła komputer i nerwowo zaczęła chodzić po pokoju. Myślała czy dobrze postąpiła, zgadzając się na spotkanie z Laurą.
- Będzie dobrze – stwierdziła na głos. Przeraziła się pewnym tonem swojego głosu. Chociaż powoli traciła nadzieję.
Mama Idy przyszła dokładnie na pięć minut przed planowaną kolacją o godzinie osiemnastej.
- Aż cud, że udało mi się urwać tak wcześnie. – Usłyszała jej głos w przedpokoju.
Miała na sobie ładną, ołówkową spódnicę oraz bluzkę z bufiastymi rękawami. W ręce trzymała trzy małe zawiniątka.
- Cześć – szepnęła Ida cicho. Matka nawet nie usłyszała powitania. Dziewczyna zajęła miejsce przy stole z białym, czystym obrusem. Już dawno skończyły się dla niej czasy wypatrywania pierwszej gwiazdki na atramentowym niebie.
Ida, w oczekiwaniu na resztę rodziny, zaczęła bawić się małą serwetką w śnieżynki. Obracała ją w palcach i zastanawiała się, jak w tym roku minie Wigilia. Całkiem spokojnie, a może wręcz odwrotnie. Usłyszała szczęk metalowych kluczy, a w drzwiach pojawił się uśmiechnięty tata. Na zaroście miał płatki śniegu, które jeszcze nie uległy topnieniu. Do salonu weszła mama, niosąc przed sobą garnuszek zupy śliwkowej. Postawiła go na środku stołu. Usiadła. Zapadła niezręczna cisza.
Tak naprawdę Ida widziała się z mamą kilka godzin w całym tygodniu. Rodzice byli strasznie zapracowani, a ich córka coraz bardziej czuła się samotna. Nie miała z nimi wspólnych tematów, zwłaszcza z mamą. Poza tym każda ich rozmowa kończyła się kłótnią.
Babcia uratowała jednak sytuację, prowadząc do pomieszczenia rozebranego już z płaszcza tatę. Wybrali miejsca, a dzisiejsza pani domu zaczęła nalewać każdemu domownikowi zupę. Jedli w zupełnym milczeniu, słychać było tylko uderzanie łyżkami o ceramiczne talerze z ładnymi, odświętnymi kwiatami.
- Dobra ta zupa – odezwał się tata Idy. Miał dziwny głos i nerwowo mrugał zielonymi oczyma.
- Dziękuję – odparła chłodno jego teściowa. Poderwała się, by przynieść kolejne danie z kuchni.
- Dużo masz nauki ? – zagadnął ostrożnie mężczyzna.
- Zależy. Jest dobrze – odparła zdawkowo Idalia, skupiając wzrok na nieużytym jeszcze widelcu.
- A jak idzie ci z fizyką ? Przecież masz z nią same problemy, tak mówiłaś – powiedziała mama, a dziewczyna starała się nie roześmiać.
- Tak, cztery lata temu – wycedziła przez zęby. – To mój ulubiony przedmiot, a nauczycielka jest bardzo wymagająca.
- Szkoda, że nie możemy spędzać ze sobą więcej czasu… - westchnęła kobieta.
Idalia zaczęła pytająco spoglądać na swoją matkę. Miała falowane, brązowe włosy za ramiona, wąskie usta oraz ciemne oczy. Była uznawana za osobę piękną.
Cały wieczór mogła określić dosyć pozytywnie.
Było to dla niej rodzinne spotkanie z dawno niewidzianymi osobami, na którym nie musiała odpowiadać na żenujące pytanie typu „Czy masz już swoją sympatię?”
Została jednak jeszcze ostatnia część wieczerzy. Prawdopodobnie ulubiona każdego dziecka, czyli tak wyczekiwane i wymarzone przez cały rok prezenty. Kiedy było się małym, one musiały być jak największe, ale te najmniejsze, od serce, chociażby jeden uśmiech od kogoś, kogo się lubi, zawsze są najlepsze.
- Idalio – babcia z dobrodusznym wyrazem twarzy podała przez stół dwie paczuszki. Jedna była od mamy, zapakowana w elegancki, błyszczący się papier, a druga chyba wspólna od taty oraz babci, przystrojona w Mikołaje z choinkami.
Mama owinęła się już ładnym, brązowym szalem w złote wzorki wyszyte delikatną nicią. Ida spojrzała na swoje prezenty, który nadal trzymała w rękach. Zaczęła powoli rozrywać papier. Jej oczom ukazały się lekkie, drewniane kolczyki. Zajrzała do drugiego prezentu. Książka o Grecji, kraju, o którym zobaczeniu na własne oczy marzyła od małego, kilka cukierków oraz pieniądze, zapewne, żeby kupiła sobie swój własny prezent.
- Dziękuję – rzekła, uśmiechając się. Zaczęła przerzucać kartki książki. Było w niej mnóstwo kolorowych zdjęć, większość w niebiesko – białych barwach.
- Kochanie, proszę, załóż kolczyki – odezwała się kobieta siedząca naprzeciwko. Ida zwykła nazywać ją matką. Nagle stała jej się zupełnie obca.
- Przecież nie mam przebitych uszu… - wymamrotała córka powoli.
- Co znaczy, że nie masz przebitych uszu !? – krzyknęła brunetka w taki sposób, jakby ktoś bardzo ją czymś uraził. – Michał, czy ty słyszysz, co wygaduje to dziecko ?
- Nie jestem dzieckiem – stwierdziła nagle Ida.
- To wynocha z domu, smarkulo !
- Boże, Anka, jak ty się unosisz ! – wtrąciła babcia swoje trzy grosze. – Zostaw ją, to dziecko.
- Przed chwilą powiedziała co innego !
- Nic dziwnego, jeśli właśnie zaczęłaś na nią krzyczeć zupełnie bez powodu.
- Iza, wyjdź stąd !
Ida odsunęła krzesło od stołu, przesuwając nim mocno o podłogę .
- Idalia, miło mi cię poznać, tato.
Etniczne kolczyki wrzuciła gdzieś głęboko do jednej z szuflad w jej pokoju. Usiadła na łóżku i próbowała pogrążyć się w lekturze nowej książki. Nie mogła jednak skupić myśli na czarnych wersach. Nie wiedziała, co ją tak rozpraszało, ale stwierdziła, że to chyba na sto procent odgłosy kłótni dobiegającej zza drzwi oklejonych zdjęciami wyciętymi z gazet. Przywykła do krzyków, ale zawsze miała nadzieję, że chociaż w Wigilię ją oszczędzą. Już dawno przestała płakać z tego powodu. Czasem tylko pochlipywała jeszcze w poduszkę, kiedy nikt nie patrzył, żeby rozładować te emocje buzujące w niej. Nie miała przecież możliwości opowiedzieć o nich komukolwiek. Czuła się wtedy nieznacznie lepiej, a jej poduszka dodawała kolejną historię cierpienia młodej dziewczyny do wielkiego już zbioru.
Sięgnęła po czerwony długopis oraz pamiętnik.

24 grudnia
Zapowiadało się całkiem dobrze. Całkiem. Matka zrobiła awanturę o kolczyki, sama nie dopilnowała tego, że nigdy nie miałam przebitych uszu. Nie chciało jej się. Akurat. Miała przecież „wiele pracy”…
Książka Greczynka śliczna. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia.
Potrzebuję snu. Płatki za oknem leniwie opadają.
Zima.


Idalia odrzuciła małą książeczkę na bok. Położyła się spać, nakryła puchatą kołdrą, przytuliła do policzka wysłużoną poduchę. Była jej najlepszą, najwierniejszą przyjaciółką. Teraz poczuła się bardzo bezpiecznie.

27 grudnia
Od kilku dni w domu nic się nie zmienia. Z mamą i tak nie miałam do tej pory kontaktu, zawsze wychodzi jako pierwsza, a przychodzi jako ostatnia. W sumie nawet lepiej, nie chcę z nią rozmawiać, nie chcę psuć sobie nerwów.
Boli mnie to, że uważa się za znawczynię wszystkich moich kłopotów. O większości z nich nie ma nawet pojęcia. To strasznie irytujące.
Kaśka dzwoniła. Jedziemy dziś na łyżwy, za chwilę. Nie jeździłam od dobrych czasów podstawówki, więc nie pamiętam, jak to jest. Dlatego nie chciałam się zgodzić, ale ona mnie zmusiła. Taka z niej miła koleżanka.

28 grudnia
Stłukłam sobie potwornie rękę. Nienawidzę Kasi.

Lora : Boże, Eliza, ale się cieszę, że jutro się zobaczymy !
Tella : Ja też ! Bardzo !
Lora : Ale będzie niesamowicie !
Tella : Masz rację, tyle musimy sobie opowiedzieć !
Lora : Tak, nawet nie wiesz ile !
Tella : Nie wierzę, że to się dzieje. Serio !
Lora : To jest właśnie najlepsze. Pamiętaj, że będę ubrana w zielony płaszcz. Na pewno mnie rozpoznasz. Idę, do jutra, papa !
Tella : Pa, do jutra.

28 grudnia
Jutro spotkanie z Laurą. Denerwuję się, ale też cieszę. Nie mogę się doczekać. Powiem jej wtedy prawdę o Elizie. Albo nie. Tak. Nie. Nie, jednak powiem. Musi wiedzieć, inaczej będzie ze mną kiepsko. Mam nadzieję, że polubi mnie, Idalię, i nie uzna za jakiś żart. Nie powinna.
Przygotowałam już ubranie, leży swobodnie na oparciu krzesła. Żółta bluzka, sweter w czarno – szare paski i dżinsy. Nie wiem dlaczego o tym piszę przecież nie jestem jakąś specjalną fanką mody. Chyba po prostu się bardzo boję. Chyba nawet na pewno.
Jeszcze dokładnie dwanaście godzin. Tik –tak, tik – tak. Wcale się nie boję.
Boję się, boję się, boję się, boję się.


Idalia schowała pamiętnik do szafki z ciuchami, na samo dno, jak zawsze. Lubiła swoją prywatność i chciała ją chronić za wszelką cenę. Szybko, kilkoma ruchami, sprzątnęła biurko, na którym zostawiła jedną rzecz. Żółty notesik znaleziony przed świętami. Postanowiła, że jutro zadzwoni do jego właścicielki.


Dziewczyna pędziła przez tłum mieszkańców w gęstym, nieprzyjaznym śniegu. Wszyscy nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zebrali się na krakowskich przystankach i wejście do tramwaju graniczyło z cudem. Ida była wściekła – już za kilka minut miała spotkać się z Laurą, a nie była nawet w połowie drogi do niej.
Z ulgą na twarzy wysiadła z zapchanego pojazdu i pobiegła, jak najszybciej potrafiła. Nie miała numeru do przyjaciółki, żeby poinformować ją o spóźnieniu – postanowiły się nimi wymienić dopiero po spotkaniu.
Zostawiała odcisku stóp w śnieżnobiałych drobinkach. W brzuchu rozlewało jej się przyjemne uczucie ciepła, nie mogła go powstrzymać, a na twarzy miała wielki uśmiech. W myślach miała tylko uśmiech Laury, który za chwilę zobaczy.
Wpadła do kawiarni w jednym z centrów handlowych niczym torpeda. W pomieszczeniu grała cicho jakaś relaksująca muzyka, a w powietrzu unosił się zapach ciasteczek oraz wymienianych najświeższych ploteczek. Ida ściągnęła czapkę, rozpięła kurtkę i odwinęła szalik. Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu Laury i jej zielonego płaszcza.
- Cześć. – Idalia podeszła do dziewczyny i uśmiechnęła się serdecznie.
Laura była piękna. Miała długie proste włosy w jasnym odcieniu, okalające niesamowitą, prawie białą twarzyczkę z idealnie wykrojonym noskiem. Znajoma była również posiadaczką cudnych, błękitnych oczu. Zdecydowanie nie mogła być prawdziwą istotą.
- Eliza ? – wymamrotała. Jej głos był cichy, ale melodyjny. Wstała.
- To ty ? – szepnęła Idalia, bo odrobinę inaczej wyobrażała sobie internetową przyjaciółkę. Nigdy nie opowiadały sobie ze szczegółami jak wyglądają.
Blondynka bez słowa podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją mocno. Po kilku sekundach puściła ją. Ida była strasznie zaskoczona. Usiadły na krzesłach w różowym kolorze lukrowanych słodkich babeczek.
- Nie wierzę- zaczęła Laura, podpierając się rękami o brodę. Idalia kolejny raz posłała jej szczery uśmiech.
- Ja też nie – odparła szybko.
- Będziemy tutaj siedzieć ? Może pójdziemy do księgarni czy jakiegoś sklepu ? – zaproponowała Laura, przesuwając cukierniczkę.
- Z ogromną przyjemnością.
Idalia z zaciekawieniem spoglądała na koleżankę. Obserwowała jej każdy ruch, który mógł się wydać wyćwiczony – tak idealne były. I z gracją, i z jakimś uczuciem godnym prawdziwej księżniczki. Z zaskakującą łatwością prowadziła też rozmowę, słowa wypływały z jej ust niczym barwna melodia. Nie pomyślałaby, że kiedykolwiek spotka taką niezwykłą osobę.
Księgarnia leżała niedaleko kawiarni. Była ogromna, miała mnóstwo czerwonych i złotych elementów. Książki sięgały aż do sufitu. Stało tam mnóstwo małych regałów wypchanych po brzegi opasłymi oraz całkiem chudymi książkami.
Laura zaciągnęła Idę przed książki o Hiszpanii, w lewym rogu pomieszczenia. Było tam mnóstwo małych przewodników.
- Masz jakąś ? – zagadnęła ją blondynka.
- Tak, nawet kilka. A ty ? – Idalia znowu skłamała.
Przygryzła wargę, oczekując reakcji koleżanki.
- Nawet kilka ! – Laura prychnęła.
- Jak bardzo lubisz Hiszpanię? – zapytała Ida całkiem głupio.
- A ty jak bardzo lubisz tańczyć ? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, wybierając jakąś książkę.
- Masz rację - zreflektowała się Ida.
Chwila ciszy.
- Zazdroszczę podróżnikom – powiedziała nagle Laura, sięgając po książkę, która wypadła jej z rąk. – Mogą sobie jeździć gdzie tylko chcą. Zostawiają za sobą wszystko.
Idalia mruknęła coś niezrozumiałego, nawet dla niej samej.
- Zobacz ! – krzyknęła zachwycona blondynka, machając przyjaciółce przed nosem jakimś kolorowym woluminem. – Muszę to kupić ! Natychmiast !
- To kupuj – zachęcała Ida. – Jeszcze cię ubiegną.
- Masz rację ! A może przyjdziemy tu za chwilę, bo chciałam kupić jeszcze kilka rzeczy ?
- Jak ci pasuje.
„Powiem jej, jak tu wrócimy. Powiem jej, jak tu wrócimy. Powiem jej, jak tu wrócimy.”, powtarzała Idalia w myślach jak mantrę. Bała się okropnie tego momentu, dlatego jak najdłużej starała się odwlec tę chwilę, zabierając Laurę do co drugiego sklepu z ubraniami. Zaczęła przymierzać każde ubranie, które jej się spodobało i pieczołowicie sprawdzała cenę każdej płyty z ulubioną muzyką, chociaż miała już je w domu.
Dziewczyny spędziły w swoim towarzystwie kilka wspaniałych godzin. Idalia czuła się z Laurą dobrze i wiedziała, że to nie jest ich ostatnie spotkanie. Wydawało jej się, że w realnym świecie nie będzie im się tak dobrze rozmawiało jak w Internecie. Okazało się jednak inaczej. Laura była też bardzo dorosła jak na swój wiek.
Chodząc po galerii jadły lody, ostatni raz w tym roku, i śmiały się w najlepsze. Ida nigdy by nie przypuszczała, że ta znajomość dojdzie do takiego punktu. To miała być tylko niewinna przygoda, nic na dłużej.
- Jejku, jak ty szybko jesz – zauważyła Laura, spoglądając na dziewczynę, która zjadła już swoje frytki.
- Dlaczego nie jesz swoich ?
- Nie mam już apetytu – przyznała, zawijając mały pakunek w chusteczkę i chowając do swojej kolorowej torebki.
Przyjaciółki znowu odwiedziły księgarnię, ponownie rozkoszując się zapachem nowych, wydrukowanych stron. Skierowały się do działu o geografii i krajoznawstwie.
- Czekaj ! - zapiszczała Idalia szybko, stając w pół kroku.
- O co chodzi ? – zapytała Laura niecierpliwie.
„Już, powiedz to ! Powiedz, powiedz, powiedz !” , zabrzęczał Idzie w uchu piskliwy, damski głosik. Wahała się przez kilka milisekund.
- Zróbmy sobie pamiątkowe zdjęcie !
- Dobry pomył ! – zgodziła się dziewczyna natychmiast. – Wyciągnij telefon.
Ida ustawiła swój aparat na książce, opierając go o jeszcze jeden gruby tom, by był bardziej stabilny. Ustawiła samowyzwalacz. Podbiegła szybko do Laury i objęła ją ramieniem. Obie uśmiechnęły się serdecznie. Coś pyknęła i Ida podeszła po komórkę. Pokazała koleżance efekt końcowy.
- Ładnie wyszło – stwierdziły razem.
- Ale my jesteśmy piękne ! A ty jesteś fotogeniczna – zauważyła Ida.
- Nie przesadzaj.
- Wcale nie przesadzam, naprawdę…
- Niech ci będzie.
Laura chwyciła książkę i odwróciła się w kierunku kasy.
- Czekaj – powtórzyła Ida szybko.
- Tym razem nie zamierzam – odparła wesoło dziewczyna, odwracając się przez ramię.
- Ale to ważne.
Blondynka spojrzała na nią wymownie. Podeszła.
„Powiedz jej to. Powiedz !”, krzyczał damski głosik w głowie Idalii.
„Nie mów jej tego ! Czy nie jest dobrze tak jak teraz ?”, zaprzeczył męski, barytonowy głos.
„Nie słuchaj go !”
„Nie słuchaj jej !”
„Uspokójcie się oboje ! Zrobię, co będę chciała !”, krzyknęła Ida w myślach dostatecznie głośno, by dziwne głosy zniknęły na kilka chwil.
- Laura, bo ja mam ci coś ważnego do powiedzenia, posłuchasz mnie ? – zaczęła powoli.
- Może jak to kupię ?
- Nie.
Idę zdziwiła pewność i stanowczość jej głosu. Dziewczyna przyjrzała jej się uważnie.
- Dobrze, mów.
„Nie ma odwrotu. Raz kozie śmierć”, pomyślała, czując jak przez jej niskie ciało przechodzi fala nagłego gorąca.
- Widzisz… Są na świecie takie rzeczy, o którym się filozofom nie śniło…
- To już wiemy – potwierdziła spokojnie Laura. – Ale przejdź do sedna.
- Powiedz tylko, że nie będziesz zła.
- Czy ja jestem twoją matką, Eliza ?! Nie, nie będę, obiecuję…
- No właśnie, Eliza…
- Eliza, błagam, powiedz.
- Elizy nie ma ! – wypaliła szybko Ida.
Sama nawet nie spodziewała się, że to powie.
Zapadła cisza. Żadna się nie odzywała. Ida miała w głowie pustkę.
- Co ? – wymamrotała Laura. – Co znaczy, że nie ma Elizy… ?
Ida przełknęła ogromną gulę w gardle. Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie postawione przed nią, chociaż wiele razy ćwiczyła to przed taflą lustra.
- Nie ma jej, po prostu.
- Ale dlaczego ? Dlaczego się ze mną droczysz, Elizko ?
- Nie droczę.
- Więc jak… ?
- Jestem Idalia. - Dziewczyna podała Laurze dłoń, jak ta jej nie uścisnęła.
- Idalia ? – powtórzyła zdezorientowana Laura. Zapewne pierwszy raz słyszała to rzadkie, wyszukane imię.
- Tak. I nie kocham Hiszpanii. Nie jestem też fanką tańca.
- Oszukałaś mnie ?
- Tak.
- Przez ten cały czas ?
- Tak.
- Dlaczego ? Po co ?
Głos Laury z każdym wypowiadanym przez nią słowem stawał się coraz bardziej płaczliwy. Zaczęła kręcić loki na palcach ze zdenerwowania.
- Potrzebowałam przyjaciółki – powiedziała Idalia.
- Ahh, przyjaciółki – szepnęła tamta sarkastycznym tonem.
- Straciłam kogoś.
- Bardzo mi przykro – odparła złośliwie.
- Dzięki tobie się uśmiechałam.
- Okłamałaś mnie ! – krzyknęła Laura. Ręce jej się trzęsły.
- Wiem. I żałuję.
- Podawałaś się za kogoś innego !
- Przepraszam !
- Nie obchodzi mnie to ! Tak, jak zapewne ciebie ja nie obchodzę !
- Obchodzisz mnie ! Jesteś moją przyjaciółką !
- Nie jestem twoją przyjaciółką – wycedziła Laura. – Nie znam cię. Moją najlepszą przyjaciółką jest właśnie Eliza, nie ty.
Oczy wszystkich kupujących zwróciły się na nie, dwie nastolatki w kącie, które się kłócą. Pewnie o jakiegoś chłopaka. Ludzie szeptali między sobą, ale nikt nie podszedł, aby spróbować je jakoś rozdzielić.
- Nie chciałam cię okłamywać ! – wrzasnęła Idalia, zarzucając włosy do tyłu.
- A jednak to zrobiłaś ! Boże, jaka ja byłam głupia…
- Nie jesteś ! Jesteś najmądrzejszą piętnastolatką, jaką znam ! – żachnęła się Ida, a po twarzy Laury leciały ciurkiem łzy. – Przepraszam !
- Zaufałam ci ! Zaufałaaaa-aaaam ! – załkała Laura i przetarła oczy rękawem żółtego sweterka.
- Przepraszam !
- Ohh, ale naprawdę nie masz za co, IDALIO – stwierdziła dziewczyna z naciskiem na imię koleżanki. – Nie chcę już z tobą gadać.
Laura odwróciła się na pięcie i zabrała z podłogi swoje rzeczy, które jej wypadły. Szła szybko, aż nagle zatrzymała się. Próbowała zachować równowagę. Nagle ugięły się pod nią nogi i upadła na podłogę.
Idalia pierwsza zorientowała się, co właśnie się zdarzyło. Była pierwsza przy leżącym bezwładnie ciele przyjaciółki. Sprawdziła czy oddycha.
- Jezu, Laura, co ci jest !? – wrzasnęła nerwowo. Wyczuwała na szczęście oddech.
- Niech ktoś zadzwoni po pogotowie ! – powiedział ktoś głośno. Kasjer chwycił za telefon i wybrał natychmiast odpowiedni numer.
- Halo ?- Odezwał się. – Tak, mamy tutaj piętnastolatkę, która zemdlała. Nie. Dobrze. Jan Chodek. Na ulicy Sądeckiej 18, w księgarni „Wola”. Dobrze. Dziękuję.
- Przyjadą ? – zapytał mężczyzna przyglądający się całej akcji.
- Tak, przyjadą –odparł kasjer.
Ida odetchnęła z ulgą.
Podczas, gdy kilka kobiet w oczekiwaniu na karetkę opiekowała się Laurą, Idalia usiadła z wrażenia. Nie sądziła, że to spotkanie tak się skończy. W jej głowie rozpoczęła się natychmiastowa gonitwa myśli.
- Powinna przeżyć, jak pan sądzi ? – zapytał kasjera brodaty mężczyzna.
- Na pewno z tego wyjdzie – mruknął.
„A jeśli to przeze mnie ? To moja wina ? Czy to moja wina ?!”, pytała siebie Ida, czując pod powiekami palące łzy rozpaczy.
„Mówiłem, żebyś tego nie robiła !”, odezwał się męski głos.
„To nie była twoja wina…”, odparł damski głosik.
Do księgarni wpadli sanitariusze, ciągnąć za sobą nosze i trochę sprzętu medycznego. Na „trzy” podnieśli Laurę, umieszczając ją na noszach, pozapinali pasy, by nie spadła.
- Kto wie, kto to jest ? – zapytał jeden z ratowników.
- To Laura – powiedziała szybko Ida.
- A jej nazwisko ?
- Nie wiem – szepnęła, wzruszając ramionami. Była zła na siebie, że jej o to nie spytała. – Powinna mieć dokumenty w torebce.
Drugi sanitariusz wypytywał kasjera o to, co miało miejsce kilkanaście minut temu, a pozostali zajmowali się poszkodowaną.

W domu nie było jak zawsze nikogo. Ida spodziewała się tego. Chodziła po mieszkaniu, z kąta w kąt bez żadnego celu. Kto to lubi ? Zawsze znajdzie się ktoś. Nie umiała pozbierać szalejących myśli.
Wróciła do swojego pokoju. Spróbowała poczytać jakąś książkę, jednak bez skutku. Położyła się spać, otulając miękką kołdrą.
Rozpłakała się. Na głos, bez kontroli nad ciałem orz umysłem. Niczym małe dziecko. Wiedziała, jak źle postąpiła. Wiedziała, że to teraz przez nią Laura jest w szpitalu. Nie wiedziała tylko, co teraz będzie. Nie miała zielonego pojęcia, ale bała się tego najbardziej. Jakby jakaś niewidzialna siła ją ostrzegała. Nigdy nie jest na tyle źle, by nie mogło być gorzej. Wiedziała, że cokolwiek się stanie, jakoś trudno będzie jej to przetrwać bez odpowiedniej pomocy, a teraz straciła najbliższą jej sercu osobę. Życie zawsze jest takie pokręcone, niczym prawdziwa kolejka górska.
Zasnęła w niespokojnym świecie.

Kiedy się obudziła, padał deszcz. Już od kilku lat w Sylwestra to się zdarzało. Idalia, odrobinę z tego niezadowolona, spojrzała w lustro. Podkrążone oczy, nieprzytomny wzrok. Nieprzespana noc. Przetarła powieki i weszła do kuchni. Najwyraźniej rodzice już wyszli (kolejny samotnie spędzony 31 grudnia), bo w czystym wczoraj zlewie było pełno brudnych naczyń. Dziewczyna zrobiła sobie lekkie śniadanie. Teraz, po męczącej nocy, jej pokój wydawał się dla niej najlepszym schronieniem przed caluśkim światem.
Wchodząc do pokoju, potknęła się o swoją torebkę. Nie wiedziała, co tutaj robi. Wypadła z niej malinowa pomadka, jej ulubiona, i żółty notesik.
- No tak – mruknęła do siebie. –Miałam zadzwonić.
Otworzyła go na ostatniej stronie. Sięgnęła po telefon i wystukała numer. Czekała tylko dwa sygnały.
- Halo ? – usłyszała w słuchawce.
- Dzień dobry – powiedziała szybko. – Eee, znalazłam pani notesik na przystanku. Chciałam go oddać…
- Ale się cieszę ! Dziękuję bardzo ! – odparł głos. Nie wydawał się Izie znajomy. – To może się spotkamy ?
- Dobrze – zgodziła się Ida. – W kolejny weekend ? – zaproponowała nieśmiało.
- Pasuje mi. Jeszcze się dogadamy – dodała kobieta. – Dziękuję za telefon !
- Nie ma za co, do usłyszenia.
Idalia rozłączyła się. Schyliła się po pamiętnik.

31 grudnia
Spotkałam się z nią. Jest idealna. Idealna. Idealna. Idealna. Piękna, niesamowita, jedyna w swoim rodzaju.
Powiedziałam jej prawdę.
Ona zasłabła.
Myślałam, że serce mi wyskoczy.
Źle się czuję.
Jutro nowy rok. Kolejny w moim życiu. Muszę żyć.

Minuta do dwunastej. Idalia stoi przy oknie z kieliszkiem szampana w dłoni. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Już. Witaj.
Bajeczne fajerwerki wybuchały co kilka sekund. Wyglądało to niesamowicie.
Jedyne, co pozostało Idalii to wiara w to, że ten rok będzie dla niej łaskawszy.