Rozdział V

10 lutego
W końcu po męczących miesiącach koniec ze szkołą mamy wolne. Niby na dwa tygodnie, ale to i tak strasznie dużo, a ja bardzo się z tego cieszę. Mam już dosyć fizyki z Ambroziak orz matematyki z panią Cichą. Na cudowne czternaście dni uwolnię się od kilku kujonów z mojej klasy oraz prześmiewców, którzy myślą, że są naprawdę fajni, kiedy wyśmiewają się z innych.
Laura wczoraj mnie odwiedziła. Stwierdziłyśmy, że te ferie będą zupełnie inne, lepsze od pozostałych, bo spędzimy je razem, na samych przyjemnych rzeczach. Będą niezapomniane.
Maluję paznokcie na czerwono. Dawno nie czułam się tak nabuzowana pozytywną energią.
Słucham radia, mówią o moim województwie w wiadomościach. Chyba napiszę do nich maila, może będę miała takie szczęście, że przeczytają go na antenie ? Mam nadzieję…
Myślałam dzisiaj w nocy o Nim.
Jacek…
Jaki on był ? Kochany, najmilszy, najlepszy. Tęsknię ze nim potwornie. Za jego głosem, który łagodnie do mnie mówił – „No chodź, Dalio, chodź!”, a kiedy często wypłakiwałam mu się na ramieniu mówił tak – „Dalio, masz jesteś silną dziewczyną i musisz tę siłę wykorzystywać, słyszysz ?”.
On jedyny zwracał się do mnie nie jako do Idalii czy Idy, ale jako Dalii. Dla niego byłam kwiatem, a Jacuś był dla mnie bratem.

14 lutego
Walentynki. Kolejne spędzone samotnie. No, nie do końca, jednak Laury nie można uznać za moją drugą połówkę.
Udałyśmy się do kawiarni. W każdym kącie zakochani, okropne uczucie, kiedy jest się samym. Trzeba chyba w końcu kogoś znaleźć, a nie siedzieć i użalać się nad sobą. W każdym razie zamówiłyśmy ogromne ciastka z różowym lukrem i w trzy minuty (tak, trochę przesadzam) już zniknęły. Musimy kiedyś takie upiec, na pewno będzie zabawnie.
Resztę popołudnia spędziłyśmy w księgarniach i antykwariatach, podziwiając najnowsze oraz najstarsze książki. Żałowałam trochę, że wszystko wydałam na ubrania kilka dni temu, bo z pewnością stałabym się posiadaczką kilku tomów niezwykłych tomów, które tam się znajdowały.

20 lutego
Laura wyciągnęła mnie do teatru. Podobało mi się. Zwłaszcza, jak aktorzy operowali głosem. Głos ludzki to taki niesamowity dar.

23 lutego
Za chwilę do szkoły. Nie chcę. Jest dobrze teraz, potem już tak dobrze nie będzie. Czuję to pod skórą. Ale i tak żyje się cudnie. Coś myślę, że dzięki pogodzeniu się z Laurą, w klasie przez siedem godzin dziennie będzie lepiej, łatwiej. Nawet każda godzina spędzona z Ambroziak nie będzie taka straszna, a teraz będę miała też komu opowiedzieć o kłopotach w domu. Nie wiem dlaczego, jednak nagle stałam się szczęśliwą osobą… To chyba dzięki temu, że mam przyjaciółkę. W końcu prawdziwą.
Laura to niezwykła postać, chociaż ludzie zarzucają jej wiele złego. Opowiadała mi o tym. Mówią o niej, że jest pustą dziewczynką, ponieważ ma taką niesamowitą urodę. Ale oni się mylą, Laura co roku od czasów podstawówki miała świadectwo z czerwonym paskiem, a na dodatek zna biegle aż trzy języki, których zdążyła się nauczyć przez swoje piętnastoletnie życie – angielski, włoski, niemiecki. Uwielbiam też jedną z jej zalet – można z nią pogadać o wszystkim.

W poniedziałek po feriach Idalia nie miała żadnych trudności z zerwaniem się z łóżka o godzinie szóstej. Szybko wykonała poranną toaletę i wyszła do szkoły. Przybyła grubo przed czasem, co zazwyczaj się nie zdarza. Pod klasą chemiczną stało już kilkoro uczniów z jej klasy, w tym Kaśka, która natychmiast do niej podbiegła.
- Patrz, jakiś nowy – mruknęła jej do ucha, wyprowadzając Idę z krainy wiecznych rozmyślań. Pokazała na kogoś palcem wskazującym.
Roztargniona dziewczyna spojrzała w innym kierunku, niż wskazała jej koleżanka.
Podskoczyła niewysoko z wrażenia, kiedy w tym samym momencie ciało przeszył ogromny dreszcz, a serce niebezpiecznie przyspieszyło, obijając się niebezpiecznie o komórki jej organizmu.
- Jezusie – jęknęła, przygrywając swoją dolną wargę. Kaśka nie usłyszała tego, ponieważ była zajęta żywiołowym opowiadaniem komu tylko chciał o kolejnym obiekcie westchnień, który obecnością zaszczycił ich klasę.
Wysoki chłopak, blondyn o ciemnych, czekoladowych oczach, stał naprzeciwko sali do chemii. Błądził zagubionym wzrokiem po korytarzu, kręcąc głową, aby sprawić, że kędzierzawe włosy ułożą się, a nie pozostały w nieładzie.
- On będzie z nami chodził, prawda ? – zapytała jedna z dziewczyn, a Kasia przytaknęła, promieniejąc coraz bardziej ze szczęścia.
Ida stwierdziła, że za parę minut zemdleje.
- No pięknie – skwitowała, tylko z wiadomego dla siebie powodu, pod nosem. – Będzie ciekawie…
Kaśka odwróciła się.
- Co ty tam mruczysz ?
- Nie umiem chemii – odparła Idalia po kilku sekundach pustki w głowie.
Szatynka nie przepadała za panią od chemii, która ledwo wystawała zza biurka nauczycielskiego. Miała ciemne włosy, krótko ścięte, gdzieniegdzie poprzetykane pojedynczą siwizną. Zawsze ubrana w sukienki i pasujące do nich długie kardigany kobieta ta była naprawdę zimna oraz oschła. Nie była idealną kopią pani od fizyki, ale była jej bardzo bliska.
Idalia usiadła w trzeciej ławce pod oknem, a nowy kolega – tuż za nią. Zaczęła panikować , ale postanowiła nie mówić nikomu, że chłopak, którego widzi pierwszy raz w życiu, obudził w niej dawne wspomnienia.
- Kino ! – krzyknęła nauczycielka ostro, stojąc przed ławką Idalii.
Zaskoczona dziewczyna poderwała wzrok znad zeszytu.
- Tak ?
- Dlaczego nie słuchasz ? Zaczęła się już lekcja !
- Słucham, słucham. Musiałam coś sprawdzić, by lepiej zrozumieć pani wykład…
- Trzeba było uczyć się w domu !
Chemiczka odwróciła się na pięcie, obchodząc całą salę. Wróciła na swoje miejsce, przy stoliku z różnymi rodzaju substancjami, które zamierzała wykorzystać w następnym doświadczeniu.
Kaśka przesunęła w stronę Idy zeszyt, kiedy kobieta odwróciła się, żeby napisać coś na tablicy białą, kruchą kredą. Ida spróbowała odczytać wiadomość szybko nabazgraną dobrze zaostrzonym ołówkiem, co było trudne do zrobienia, ponieważ znajoma pisała jak kura pazurem.
- Nie ! – syknęła cicho do ucha przyjaciółki, obserwując przebiegającą reakcję chemiczną.
- Kino ! – Usłyszała kolejny krzyk uderzający w jej osobę dobiegający spod tablicy.
- Tak ? – odparła, delikatnie unosząc prawą brew do góry.
- Dlaczego nie piszesz ?
- Już…
- Masz pisać ! – przerwała jej chemiczka
- … Napisałam…
- Dostajesz uwagę za niewypełnianie poleceń nauczyciela !
- Dobra – mruknęła Id zrezygnowanie.
Kobieta podeszła do klasowego dziennika. Otworzyła go gdzieś w połowie, powoli przesuwała karty na lewo, by dojść do numeru dziewiątego.
- Proszę pani ! – odezwał się głos, którego do tej pory nie znała. Był stanowczy oraz pewny.
Nauczycielka podniosła wzrok, ściągając okulary z nosa jednym ruchem.
- O ! – wykrzyknęła nagle po kilku sekundach intensywnego wpatrywania się w jakiś punkt w sali. – Posłuchajmy, co nasz najnowszy nabytek, niejaki – tutaj ponownie nałożyła okulary i popatrzyła na listę osób w klasie Ib umieszczoną na lewej zakładce dziennika – pan Zagórski !
- Mogę potwierdzić, że Idalia ma całą notatkę, ponieważ pisała równocześnie z panią.
Cała klasa odwróciła ku niemu głowy, oprócz jednej osoby, która skuliła się, by nie było widać jak bardzo się zaczerwieniła i myślała tylko „Boże, on zna moje imię!”

- Cześć, jestem Daniel.
Dziewczyna gwałtownie odwróciła się od okna. Nowy chłopak w klasie, a zarazem jej wybawca, stał przed nią i uśmiechał się promiennie.
- Idalia.
Podali sobie ręce. Ida przełknęła nerwowo ślinę.
- Dzięki za uratowanie mnie na chemii – powiedziała szybko, bo nie chciała, by między nimi zapadła niezręczna cisza. Była to też pierwsza rzecz, która przyszła jej do głowy.
- Nie ma za co. Odniosłem wrażenie, że dzisiaj masz gorszy dzień i nie chciałem, by coś go jeszcze bardziej popsuło – odparł Daniel natychmiast.
- Skąd wiedziałeś ? – spytała Idalia, jednocześnie zadziwiona jak wystraszona spostrzegawczości chłopaka.
- Przeczucie – mruknął, podpierając się o parapet.
Roześmiali się. Dziewczyna wpatrywała się w ciemne oczy Daniela. Budził w niej lęk, ale bardzo chciała go poznać bliżej.
- Podoba ci się tu ? –zagadnęła.
- Klasa jest chyba całkiem fajna, nauczyciele tacy sobie, ale raczej tak – wypowiedział blondyn, chowając dłonie do kieszeni bluzy. – Czegoś tu jednak brakuje.
- Skąd przyjechałeś ?
- Włóczyliśmy się po świecie z rodzicami, wcześniej mieszkaliśmy w Bergamo.
- Światowy chłopak. Też lubię jeździć po świecie – stwierdziła Idalia, zaskoczona tym, z jaką łatwością przebiega ich rozmowa.
Zadzwonił dzwonek obwieszczający kolejną lekcję, tym razem język polski. Ida mruknęła coś, że musi iść. Porwała swoje rzeczy i wpadła do klasy. Pod ławką napisała szybko wiadomość do Laury. Niczego tak bardzo nie potrzebowała jak właśnie rozmowy z nią. Natychmiast.

Znowu nie zastała nikogo, kiedy wróciła do domu. Nie zdziwiła się. Włączyła radio, miała jeszcze chwilę czasu, aż przyjdzie do niej Laura. Odgrzała sobie zupę ogórkową, zaniosła ją do pokoju i pogrążyła się w lekturze kolorowego czasopisma.
- Jestem ! – Laura wpadła do pokoju przyjaciółki, a ta natychmiast zerwała się z łóżka.
- Boże, jak ty wyglądasz ! – wrzasnęła Idalia, podbiegając do niej. Chwyciła ją za ręce.
Laura była blada jak ściana, Ida takiego odcieniu skóry jeszcze nigdy nie widziała. Na dłoniach miała mnóstwo małych, zielono – żółtych siniaków.
- Co się stało ? – spytała szybko Ida, prowadząc dziewczynę przez całe pomieszczenie, aby usiadła na łóżku.
- Ta twoja drobna uwaga o tym, jak wyglądam, odrobinę mnie zabolała – wyznała cicho blondynka.
Dziewczyna ściągnęła powoli lekką kurtkę; jak na początek marca było dosyć ciepło.
- Miałam wczoraj kilka małych wypadków na wf’ie, nic specjalnego – wytłumaczyła cicho. – Nauczycielka dobrała mnie w parę z najostrzejszą laską w szkole, nic dziwnego, że mi się trochę dostało. Nic specjalnego – powtórzyła.
Laura wzruszyła ramionami, jednak Idalia nie była przekonana. Spojrzała na przyjaciółkę ze współczuciem.
- Powinnaś więcej jeść. Wyglądasz jak śmierć – poradziła jej Ida.
- Czyli jak zawsze. Naprawdę, nie musisz się o mnie martwić.
- Pójdź chociaż do lekarza, proszę – zaproponowała Laurze, poprawiając mały wisiorek na szyi, srebrną parasolkę. – Nie chcę, żebyś na coś zachorowała.
Usta Laury stały się jedną, cienką linią na jej twarzy.
- Słuchaj, spokojnie. Po pierwsze, jestem całkowicie zdrowa, po drugie, nie przyszłam tutaj, żeby rozmawiać o mnie, tylko o tobie. – Laura poprawiła się na łóżku, ułożyła zieloną kurteczkę na kolanach. – Opowiadaj, co się stało.
Idalia wyjaśniła, jak potraktowała ją chemiczka. Nie powiedziała jednak, kto uratował ją z opresji przed niezasłużoną uwagą. Mówiła szybko i płynnie, rzucając różnymi epitetami w stronę nauczycielki.
- Powinnaś zostać dziennikarką – przerwała jej Laura, bawiąc się zamkiem od bluzy z kapturem. – Po to mnie tutaj sprowadziłaś ?
- Nie – wypowiedziała Ida w końcu. – W klasie jest nowy chłopak.
- Ha ! Podoba ci się !
- Nie ! – zaprzeczyła Ida natychmiast. – Jednak tak. Nie ! Nie wiem… - odparła zrezygnowana i padła na łóżko. – Czekaj, mówiłaś, że powinnam zostać dziennikarką ?
- Tak, masz gadane, może ci się przydać.
- Wiesz, myślałam nawet o dziennikarstwie…
- Wróćmy do tematu – upomniała ją Laura, widząc, jak się rozmarzyła. – Podoba ci się ?
- Nie wiem.
- Więc co to za problem ? Jak ma na imię ten twój kochaś ?
- Daniel – rzuciła Idalia, przywracając z pamięci obraz chłopaka. – Pasuje do niego.
- Dobrze, to już wyjaśniłyśmy. Dlaczego jest taki wyjątkowy ?
Idalia nagle spoważniała, usiadła i wyprostowała się, poprawiając włosy.
- Jest dokładnie taki sam jak Jacek – wyznała w końcu łamliwym głosem, bo łzy napłynęły jej do oczu.
- Ten twój przyjaciel, który zginął w pożarze ?
- Najlepszy ! – prychnęła dziewczyna z pogardą.
- Czekaj, on żyje ? – Źrenice Laury zrobiły się tak wielkie jak pięciozłotówki.
- Pewnie, żyje ! Na pewno ! Chyba znasz odpowiedź. Nie wiem tylko, jak wytłumaczyć sobie tę rewelację, że pan Daniel wygląda tak samo jak Jacek ! Ma jego włosy, jego oczy, jego uśmiech i prawie jego głos. Myśli nawet tak jak on myślał… - wyrzuciła z siebie potok słów, czując, że z każdym napięcie spada coraz mniej.
- Skąd wiesz ? – spytała zaskoczona Laura.
- Do jego dziwności można zaliczyć to, że znał moje imię, chociaż nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy ze sobą. Wiedział, iż jestem smutna. Wstawił się też za mną na chemii…
Blondynka zamyśliła się na chwilę. Wyjrzała za okno, spojrzała na wystraszoną przyjaciółkę, poprawiła wdzięcznie układające się pasma na swojej głowie.
- Niezły jest – mruknęła, spoglądając z zaciśniętymi wargami na swoje butelkowe trampki. – Współczuję ci.
- A było już tak dobrze…
Idalia wstała i zaczęła chodzić po pokoju, nie wiedząc, co powinna o Danielu myśleć. Bardzo nie chciała, żeby przeszłość zaabsorbowała ją tak bardzo, by nie była w stanie martwić się o przyszłość.
- Podoba ci się – powtórzyła Laura nagle, oskarżycielsko celując palcem w znajomą.
- Nie ! – zaprzeczyła tamta, jednak nie wiedziała, co tak naprawdę powinna powiedzieć.
Laura zaczęła przerzucać kartki powieści, która leżała na nocnej szafce. Zaintrygowała ją pstrokata okładka.
- Co robisz na święta ? – zapytała, odkładając książkę na swoje miejsce.
- Dopiero przyszłam po feriach do szkoły, czego ty ode mnie wymagasz ?
- Tylko pytam – usprawiedliwiła się tamta.
- Chyba zostaję w domu, niestety. Czyli jak zawsze, w sumie… - westchnęła Idalia cicho.
- My jedziemy z rodzicami w góry. Może chciałabyś pojechać z nami ?
Idalia poderwała się na tę niespodziewaną wiadomość. Ożywiła się.
- Naprawdę? Mogłabym ?
- No jasne. Wiem, jak bardzo nie lubisz świąt ze swoją rodziną.
- Już nie mogę się doczekać tych ferii wiosennych. Będzie wspaniale, zobaczysz !
Kiedy Laura opuściła mieszkanie Idy, ta wybrała w swojej komórce numer do taty. Wolała porozmawiać z nim o wiele bardziej niż z mamą. Prawdopodobnie jako jedyny z rodziny wiedział, jak bardzo nie lubi spędzać z nimi czasu. Odebrał natychmiast. Dziewczyna poinformowała go o planach przyjaciółki, a on – ku jej ogromnemu zdziwieniu – zgodził się na wyjazd od razu.
Zadowolona położyła się na łóżku i wzięła kilka głębokich wdechów, zastanawiając się nad dzisiejszym dniem.
Była trochę smutna – z jednej strony nie wiedziała, co ją czeka – ale była też szczęśliwa. Czuła głęboko w duchu, że będzie dobrze i wszystko się ułoży.