Rozdział VI

6 marca
Zaprzyjaźniliśmy się z Danielem. Brzmi to trochę nieprawdopodobnie, ale jednak jest to prawdą. Zawsze lubiłam poznawać nowych ludzi, ale utrzymywałam dystans między nami. Teraz się to chyba zmieniło.
W gimnazjum, w drugiej klasie, doszła do nas nowa dziewczyna. Mieszkała kilka minut drogi od miasta. Była śliczna i wcale nie przesadzam. Nadal mam ją w pamięci. Długie, ciemne włosy, jasne oczy, pełne usta. Cud, miód, orzeszki. Wszyscy chłopcy zwariowali na jej punkcie, niestety ona była już zajęta. Miała na imię Gosia. Odeszła w połowie trzeciego roku. Trudno mi było ją pożegnać, bo się zaprzyjaźniłyśmy.
Wracając do Daniela… Laura myśli, że się w nim zakochałam. Nie, wcale tak nie jest. Jackiem też nie byłam zainteresowana w takim sensie… W sumie, kiedy byłam małą dziewczynką, miałam więcej kolegów niż koleżanek. Po prostu myślę, że z chłopcami lepiej się dogaduję. Nigdy nie byłam typem, który musi się malować po pięć razy dziennie i kupować markowe, najładniejsze ciuchy. Nie chciałabym się stać taką osobą.
Pokazałam Danielowi okolicę. Nie spodziewałam się, że naprawdę mu się spodoba, a on był nią zupełnie oczarowany ! Wiosna idzie, słońce mocniej grzeje, widniej też jest, więc posiedzieliśmy aż do zmierzchu na jakiś kamieniach w parku. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. Przyjemnie było. Trochę też się pośmialiśmy, ponabijaliśmy się ze wszystkich…
W każdym razie, do domu wróciłam zadowolona.

9 marca
Przez całą przerwę przed biologią śmialiśmy się z Danielem tak bardzo, że aż dostałam czkawki i musiałam przez całą godzinę pić wodę pożyczoną od Kacpra. Jakoś specjalnie nigdy za nim nie przepadałam, ale mnie uratował, za co jestem mu wdzięczna.
Z czego się tak śmialiśmy ? Nawet nie wiem. Ja zaczęłam się śmiać, potem on, następnie zobaczyliśmy coś śmiesznego i… tak już zostało.
Laura mówi, że jestem taka szczęśliwa, jakbym się zakochała.
Zaprzeczam. Jestem szczęśliwa, bo mam przyjaciół. Po prawie roku tułaczki w poszukiwaniu siebie, swojej zaginionej osobowości – odnalazłam ją. Czy to nie jest cudowne ? Jem czekoladę, zachwycam się jakimiś pierwszymi oznakami wiosny i żyję całą sobą. To jest szczęście.
W poniedziałek sprawdzian z chemii. Już czuję, jak jutro wieczorem siedzę przy radiu i próbuję się uczyć…

10 marca
Laura ma rację. Zakochałam się.

15 marca
Daniel mnie obudził wiadomością. Uśmiechnęłam się, poczułam skrzydełka w brzuchu, trzepotały delikatnie. Napisał, że w szkole ma dla mnie niespodziankę. Ucieszyłam się jak głupia, natychmiast odpisałam. Oczywiście do szkoły weszłam w świetnym humorze, który już po kilku sekundach zepsuło kilku chłopców z klasy. Pytali, czy jesteśmy z Danielem razem, bo od tygodnia spędzamy ze sobą prawie każdą przerwę. Odparłam, że nie, co było prawdą, jednak oni stwierdzili inaczej i zaczęli się śmiać. Zachowanie godne co najwyżej pierwszej gimnazjum.
Niespodzianką miały być bilety do kina na sobotę. Zgodziłam się, chociaż razem ustaliliśmy, że będzie to wyjście typowo koleżeńskie. I tak się cieszę.

17 marca
Od rana mam na twarzy uśmiech. Odwiedziła mnie Laura, przynosząc ze sobą kilka ciastek domowej roboty (jej mama je przygotowała). Pyszne. Ustaliłyśmy szczegóły wyjazdu. Nie mogę się doczekać.
21 marca
Oficjalnie wiosna. Oficjalnie miłość, jestem tego pewna, chociaż on tego nie wie. Standardowa sytuacja. Szkoda mi samej siebie, niestety. Do wyjazdu na ferie wielkanocnej coraz bliżej. Daniel wysyła do mnie setki smsów na godzinę. Nie nadążam mu odpisywać. A może on… też coś… ? Nie wiem. Miłość boli. Jedyne, czego teraz potrzebuję to sen i odrobina radia. Dobrze, że rodziców nie ma nigdy w domu, bo chyba by nie znieśli tej ciągłej muzyki płynącej z odbiornika.

29 marca
Zorganizowali dyskotekę wiosenną. Przyszła zaskakująca duża ilość kujonów… Tańczyliśmy. Raz, drugi. Zatapiam się w jego zapachu, jego ruchach. A czy on w moich ? Jest tyle zagadek, tyle nici poplątanych ze sobą, ale nikt nie ma czasu ani ochoty na ich rozwiązywanie. Niestety, jest mi to dane.
Chcę już ten wyjazd z Laurą, tak bardzo chcę uwolnić myśli.

18 kwietnia
Laura dzwoniła. Mamy plan. Jutro lecę do sklepu. Czuję, że będzie świetnie.

Idalia nie wiedziała, dlaczego ma takie szczęście do ludzi. Najpierw Laura, a teraz Daniel. Uwielbiała z nim spędzać czas. Byli takimi świetnymi przyjaciółmi. Zawsze tak jest w przyjaźniach damsko –męskich. Ale jednak strona zawsze poczuje coś więcej do drugiej. Za to Idalia się nienawidziła. Nie chciała psuć tej pięknej przyjaźni związkiem.
Nie mogła się doczekać ferii wielkanocnych. Przygotowała listę potrzebnych rzeczy, wszystkie już zgromadziła w jednym miejscu, a teraz tylko czekały na spakowanie. To miał być piękny tydzień. Na dodatek każda godzina przybliżała ją też do upragnionych wakacji, które zamierzała spędzić na twórczych zajęciach. Może jakieś warsztaty ?
Już teraz jej artystyczna dusza domagała się spełniania, dlatego w ostatni dzień szkoły przed świętami, biegając po Krakowie w długiej spódnicy i rozwianym włosem, poszukiwała ogromnego arkuszu twardego papieru. Razem z Laurą postanowiły zrobić ich mapkę przyjaźni, na której nakleją swoje zdjęcia i umieszczą najważniejsze dla nich wydarzenia przeżyte wspólnie.
Umówiły się, że Idalia kupi kartkę, ale to Laura ją ze sobą weźmie. Dlatego właśnie teraz Ida zmierzała w stronę mieszkania koleżanki. Jeszcze nigdy u niej nie była, Laura twierdziła, że to za sprawą wiecznego remontu, który rzekomo miał zakończyć się dopiero za kilka tygodni. Wbiegła szybko po schodach na trzecie piętro i zadzwoniła do drzwi. Natychmiast jej otworzono.
- Cześć, właśnie się pakujemy – usłyszała cichy głos Laury. – Masakra – dodała szybko.
Ida podała jej zrolowaną kartkę przez lekko uchylone drzwi.
- To jutro będziemy u ciebie po dwunastej – poinformowała Idę.
- Nie mogę się doczekać - odparła tamta z uśmiechem na ustach.
Wieczorem zabrała się do pakowania swoich rzeczy. Zamknęła drzwi od pokoju. Wyjątkowo nie włączyła radia, tylko płytę. Z ich sterty położonej na biurku wygrzebała jedną, do której miała sentyment. Queen zabrzmiał w jej głośnikach i nagle zrobiło jej się o wiele lepiej. Mimo wszystkiego, co mówili Idalii koledzy ze szkoły, nadal lubiła swój gust muzyczny i nie przepadała za nowymi piosenkami produkowanymi przez współczesnych „artystów”.
Wyciągnęła walizkę spod łóżka i otworzyła jej wieko. Sięgnęła po bluzki ze sterty przygotowanych rzeczy i po kolei wszystko skreślała, kiedy lądowało na dnie walizki. Znalazła się tam między innymi jedna książka, mały notesik, piórnik z kolorowymi pisakami, kredkami oraz brokatami, które będą potrzebne do wykonania mapki oraz mały, biały miś. Zawsze zabierała go ze sobą, chociaż zawsze pozostawał ukryty w ciemnych, strasznych czeluściach bagażu. Czuła się z nim po prostu o wiele bezpieczniej.
Po kilku minutach była gotowa do drogi. Położyła się na łóżku, napisała smsa do Daniela, że chyba nie będzie mieć tam, w górach, zasięgu, więc to ich ostatnia pogawędka. Zadzwoniła. Idalia natychmiast się zerwała. Życzył jej dobrej podróży i kolorowych snów. Była tym taka podekscytowana, że wiedziała, iż nie ma szans, by dzisiaj zasnąć. Jednak po kilku minutach zmorzył ją sen i już nie myślała o tym, że za niecałe piętnaście godzin ruszy po jedną z wielu swoich przyszłych przygód.

- Pa, tato. Będę tęsknić – pożegnała się Idalia, stojąc przed domem. Mamy oczywiście nie było. Nie mówiła tego jednak szczerze. Cieszyła się jak dziecko na ten kilkudniowy wyjazd najlepszą przyjaciółką. Tata wcisnął jej ręki banknot dwudziestozłotowy, mrucząc przy tym, że jest on „na jakieś dobre ciastko”.
Wsiadła do samochodu rodziców Laury i zamknęła za sobą drzwi. Pani Lenartowicz odpaliła samochód i ruszyli spod podjazdu.
- Napisałaś do Daniela, że cię nie będzie ? – odezwała się Laura cicho po chwili, a Idalia przytaknęła.
Jechali kilka godzin. Dziewczyny już na samym początku jazdy ustaliły, że nie będą zbyt głośno się śmiać ani rozmawiać. Kto chciałaby przecież słuchać rozmowy dwóch nastolatek ?
- Już dojeżdżamy – zauważył tata Laury. Kilka sekund później zatrzymali się przed domem pomalowanym na fioletowo ze ślicznym, kolorowym ogródkiem.
- Boże, tu nie ma zasięgu – syknęła blondynka, na co jej ojciec odchrząknął :
- Co jak co, ale Bieszczady to piękne góry. Z zasięgiem lub bez.
- Oj, dziewczyny, wytrzymacie bez telefonu – westchnęła pani Lenartowicz.
Wszyscy wysiedli z auta, biorąc ze sobą podręczne bagaże. Rodzice przyjaciółki poszli szybciej, by zapukać do drzwi. Otworzyła im starsza pani. Miała długie, siwiejące powoli włosy i zielone, intensywne, oczy. Otulona w kolorowy szal wyszła na podwórko. Wycałowała swoją córkę oraz swojego syna, a potem ukochaną wnuczkę. Na koniec, jak przewidywała Ida, zostawiła właśnie ją. Ida była dosyć niska, ledwo sięgała metra sześćdziesięciu, a nawet babcia Laury była od niej wyższa, na szczęście tylko o kilka centymetrów.
- A więc to ty jesteś tą wspaniałą Idalią, tak ? Miło mi cię w końcu poznać.
- Panią też !
Kobieta przyjrzała jej się uważnie, ale po chwili chwyciła ją w ramiona, co było niezwykle przyjemnym i ciepłym gestem z jej strony.
- Nasze małe będą spać na poddaszu. Weronika już jest, przyjechała wczoraj. Wchodźcie, wchodźcie. Zanosi się na deszcz.
Kiedy Ida tylko przekroczyła próg, słodki zapach kwiatów lawendy utulił ją swoim płaszczem utkanym z jej płatków. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Na każdej ścianie w jasnym kolorze żółtego lub niebieskiego wisiał co najmniej jeden obraz przedstawiający szkocie morze, francuskie prowincje albo wysuszone słońcem afrykańskie pustynie.
- Kto to Weronika ? – szepnęła do Laury, odciągając ją delikatnie na bok, z dala od tłumu przy drzwiach wejściowych.
- Moja kuzynka. Strasznie nadęta. Nic mi nie mówili, że ona także tutaj będzie – wyjaśniła szybko blondynka, trochę usprawiedliwiającym tonem.
Weszły po schodach, chcąc zostawić swoje rzeczy w pokoju. Idalia pociągnęła za drewnianą klamkę w kształcie bulwy prawie w tym samym momencie co osoba chcąca wyjść od wewnątrz. Wystraszyła się, odskakując do tyłu.
- O… ! Przepraszam – syknęła dziewczyna wychodząca od drugiej strony. Zdobyła się na wymuszony uśmiech odsłaniający równe, białe zęby. Miała jasną cerę, prawie jak jej kuzynka, oraz czerwone, farbowane włosy opadające kaskadami za ramiona.
Wyminęła Idalię zręcznie, pozostawiając ją w chwilowym osłupieniu.
- Widzę, że się poznałyście – mruknęła Laura, pchając drzwi. Weszły do środka.
Rozejrzały się po jasnym, pastelowym pokoiku. Miał trzy, duże okna, przez które wlewały się promienie słoneczne tłumione nadciągającymi chmurami znad wschodu. Byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że…
- Tutaj się trzy łóżka… - jęknęła Laura, opadając na jedno z nich. – Czyli nie będzie nocnych pogaduszek.
- Coś się wymyśli – pocieszyła ją Idalia, chociaż w duszy czuła, że tak nie będzie. Usiadła na łóżku obok.
- Ona jest strasznie wredna - wypowiedziała Laura, patrząc się w jakiś przedmiot na komódce po drugiej stronie pomieszczenia.
- Ile ona ma lat ?
- Jest młodsza ode mnie.
- Żartujesz ! – Idalia podniosła się nagle, a blondynka pokręciła przecząco głową.
Drzwi otworzyły się ponownie. Ujrzały w nich Weronikę, która pewnym chodem weszła do środka, poruszając zmysłowo biodrami. Było to nie do pomyślenia, że miała przynajmniej czternaście lat. Rzuciła Idzie zabójcze spojrzenie.
- Zejdź z mojego łóżka – fuknęła do niej. Szatynka natychmiast ustąpiła jej miejsca. Ruszyła do tapczanu przy oknie wychodzącym na zachód.
- Jak nowa szkoła, Weruś ? – zagadnęła lekko Laura kuzynkę, która niechętnie odwróciła głowę w jej stronę.
- Oczywiście najlepsze stopnie na półrocze z całego pierwszego roku – odparła Weronika, jakby od niechcenia. – Idalia, tak ? – Wycelowała palcem w stronę dziewczyny, a ta pokiwała głową. Mierzyły się wzrokiem przez kilka sekund.
„Rudy chomik”, przemknęło Idzie przez myśl. Uśmiechnęła się z własnej pomysłowości. „Rudy chomik” zapewne uznał, że jest to uśmiech przeznaczony dla niej, dlatego odwróciła głowę w inną stronę.
- Zmień fryzurę – zaczęła, znowu spoglądając na Idalię. Mówiła delikatnym tonem, jakby nie chciała sprawić jej przykrości. – Pogrubia twoją twarz. Nie maluj się też tak, bo wyglądasz jak…
- Powiedziała ta, co sama się maluje jak dama lekkich obyczajów – mruknęła pod nosem Laura.
Weronika rzuciła jej lodowate spojrzenie pełne nienawiści.
- O matko ! – krzyknęła blondynka, wstając tak gwałtownie, że aż zakręciło jej się w głowie. Musiała przytrzymać się regału z zakurzonymi książkami o taternictwie. – Zostawiłam apteczkę w samochodzie. I aparat. Iduś, pójdziesz po nie ? Za chwilę do ciebie dołączę.
Idalia bez słowa opuściła dwie dziewczyny. Była niezwykle wdzięczna Laurze za wymyśloną historyjkę o nieprzyniesionych rzeczach. Postanowiła zaczekać na przyjaciółkę pod uchylonymi drzwiami. Wybrało najdogodniejsze miejsce – takie, w którym jest dosyć ciemno, by nie było jej widać, ale też równie dobrze wszystko słychać.
- Nie pozwalaj sobie za wiele, wszystko i tak zwróci się przeciwko tobie – syknęła przyjaciółka do rudej kuzynki. Trzy sekundy później Laura chwyciła ją za rękę i pociągnęła na dół.
- Nie chcę z nią dziś jeść - jęknęła Ida, wychodząc na dwór.
- Daj mi dwie minuty. – Laura wróciła się, żeby wejść do kuchni mieszczącej się na parterze. – Jak coś to boli cię głowa – poinformowała ją chwilę później. – Możemy zjeść kolację tutaj.
- Dzięki…
Nie było nic fajniejszego od kolacji z przyjaciółką na werandzie bieszczadzkiego domu, kiedy robiło się już chłodno, a z chmur powoli zaczynał kropić deszcz. Śmiały się praktycznie przez cały czas, z małymi przerwami na kolejne kęsy jedzenia. Przez cały wieczór wymyślały najróżniejsze sposoby na pozbycie się Weronika z domu, mocno wierząc w to, że przez kilka dni uda się je zrealizować, nawet jeśli były całkowicie nierealne.
Weronika położyła się jako ostatnia. Zanim to jednak uczyniła, szydziła z Idalii i jej „chłopaka”, którym miał być Daniel, ponieważ, kiedy tylko udało się złapać chociaż niewielki zasięg, pisali do siebie wiadomości, opisując co ciekawego dzisiaj robili. Daniel, podobnie jak Laura, bardzo uśmiali się z „rudego chomika”.
Idalia, kładąc głowę na poduszkę, poczuła, że ten dzień był wspaniały. Nigdy tego nie robiła, ale tym razem podziękowała Bogu za to, iż mogła go przeżyć. Zasnęła z uśmiechem na ustach.

- Dziewczyny, szybciej, spóźnimy się.
- Nie możemy, Weronika zajęła łazienkę – odparła Laura, opierając się o ścianę.
Babcia blondynki zapukała do drzwi. W odpowiedzi usłyszeli zduszone „zajęte”. Kobieta powtórzyła czynność. Szczęknął metalowy zamek i sekundę później z pomieszczenia wyszła Weronika z mocno wymalowanymi oczyma.
- O nie, moja panno – mruknęła złowrogo babcia. – Tak do kościoła nie pójdziemy…
Wzięła wnuczkę za rękę i zaprowadziła do kuchni, pozwalając tym samy Idzie i Laurze na wejście do toalety.
- Pamiętasz, jak wczoraj przez przypadek dostałam od ciebie plecakiem w brzuch ? – spytała Laura, a Idalia kiwnęła głową na znak, że pamięta.
Przyjaciółka podniosła do góry kawałek białej, zwiewnej bluzki, odsłaniając tym samym kolorowego siniaka na wysokości żołądka, ciągnącego się aż po jelita. Ida zakryła gwałtownie usta ręką.
- Wygląda tak, jakby ktoś cię pobił – stwierdziła po chwili, przyglądając się śladowi na ciele Laury.
- Właśnie – zgodziła się tamta i chwyciła się ramienia szatynki. Znowu zakręciło jej się w głowie. – Dlatego proszę cię, nie mów nic rodzicom…
- Spokojnie. – Idalia uśmiechnęła się do niej i otworzyła drzwi. – Chodź, czekają na nas.
Minęła ja Weronika, szyderczo zaglądając im w oczy.
Kościół był mały, drewniany, u stóp jednej z bieszczadzkich gór. Miał ładne detale, szklane witraże, przez które połyskiwały w blasku kwietniowego słońca; po wczorajszej niepogodzie nie było śladu. Wyjątkowo dzisiaj żadna ławka nie została niezapełniona. Ksiądz szybko poświęcił przyniesione do niego wiklinowe koszyczki, by rodziny mogły się sobą nacieszyć.
- Idalio. – Dziewczyna usłyszała głos mamy Laury w swoim uchu. – Nie wiem, czy dziewczyny już ci opowiadały, ale w każdą Wielką Sobotę, a właściwie jej wieczorną porą, robimy ognisko na pobliskiej polanie – wytłumaczyła kobieta, a Ida uśmiechnęła się na tę wiadomość.
- Świetnie ! Uwielbiam ogniska – oznajmiła.
Niecałe dwie godziny później Laura wyniosła na domową werandę wielką kartkę papieru, a Idalia szła za nią, trzymając w rękach masę kredek oraz pisaków. Rozłożyły to wszystko na ogromnym stole i zabrały się do pracy, najpierw omawiając swoje plany na wykonanie mapki.
- Jakie tło ? Może pomarańczowe ? – zaproponowała Laura.
- Albo żółte… - podrzuciła druga.
- Myślę, że żółte jest odpowiednie – zgodziła się blondynka i zaczęła szukać kredki w tym kolorze. Kilka szybkich ruchów i biała kartka stała się żółta.
Idalia sięgnęła po ich zdjęcie, wygrzebując je spod sterty obrazków wyciętych uprzednio z gazet.
- Na środek – powiedziała, a Laura skinęła głową, podając jej klej.
Z każdą minutą elementów przybywało. Zdjęcia, śmieszne podpisy, kwiatki, motylki, serduszka, ważne daty. Bawiły się przy tym znakomicie i szybko skończyły. Dzieło prezentowało się wspaniale, przerosło ich oczekiwania. Pozostał tylko jeden problem – nie wiedziały, która z nich stanie się jego posiadaczką. Po kilku burzliwych dyskusjach zdecydowały, że pozostawią je tutaj, w Bieszczadach, by ktoś, kto będzie na szlaku i przypadkowo je znajdzie, zastanowił się nad dwoma przyjaciółkami oraz ich niezwykłą historią.

Laura wcisnęła paczkę kruchych ciasteczek do ogromnego kosza i przykryła go kocem w szkocką kratkę. Idalia pokiwała karcąco palcem wskazującym, wybuchając serdecznym śmiechem. Zaczynało się już powoli ściemniać, nadszedł zatem czas na ognisko. Weronika przygotowała kilka latarek, które teraz czekały na stole na zabranie ich do rąk. Rodzice blondynki zeszli po schodach.
- Gotowe ? – zapytał jej tata, przemiły pan Janek. – To w drogę…
Wszyscy opuścili dom w wesołych nastrojach, a Weronika, jako ostatnia, zgasiła światło, zostawiając tym samym domostwo spowite w lekkim mroku. Skierowali się na lewo, idąc żwirowym poboczem. Idalia dokładnie poczuła małe, ostre pocałunki kamyczków pod podeszwami swoich cienkich trampek. Szli przez około dziesięć minut, a z każdą sekundą podziwiali zachodzące coraz niżej słońce wraz z towarzyszącymi mu szkarłatnymi chmurami.
- To tutaj – rozległ się głos, a każdy przystanął.
Polana, już częściowo zakryta ciemnością, była ogromna. Trawa miękka, uginała się pod stopami. Laura rzuciła drewno, które niosła, obok wyżłobionego w ziemi paleniska , a Ida rozłożyła nieopodal koc. Pan Janek rzucił się, by rozpalić ogień. Mama Laury zaczęła wyciągać z koszyka naszykowane jedzenie, w tym kilka lasek kiełbasy, chleb i ziemniaki.
Dziewczyny przysiadły się do babci, czekając aż miejsce to wypełni ciepłe światło, rozpraszając mrok oraz strach, które powoli zaczęły się w nich gromadzić. Kobieta jednak poleciła im przygotowanie jedzenia, więc w czasie czekania na iskry wydostające się spod drewna, nacinały kiełbasy i wkładały na znalezione, długie patyki. Po chwili wsadziły je do ognia, a mięso zaczęło przyjemnie skwierczeć.
- Dlaczego nie jesz ? – zagadnęła Idalia Laurę, która dziabała widelcem w swoim kawałku kiełbasy.
- Nie jestem głodna – odparła ona, chwytając Idę za ramię, kiedy chciała się odwrócić. – Chodź, pokażę ci coś.
Pociągnęła Idę, zostawiając rodzinę w tyle.
- Zawsze tutaj przychodziłam, gdy byłam mała – wyjaśniła Laura i położyła się na ziemi. Ręką pokazała, żeby Idalia uczyniła to samo. Dziewczyna, zanurzając się w dużej trawie, poczuła, jak źdźbła gilgotają jej plecy oraz ramiona.
- Ładnie tutaj – stwierdziła, zamykając oczy i wsłuchując się w ciszę.
- Wiem – odpowiedziała blondynka melodyjnym głosem. Idalia zbierała się w sobie, aby wypowiedzieć słowa od paru tygodni leżące jej na sercu.
Leżały tak przez kilka minut w ciszy, obserwując gwiezdne pole wiszące nad nimi.
- Jeśli wiesz, że tu jest ładnie – zaczęła powoli – to wiesz też może, że…
- Wiem – przerwała jej Laura. – Od samego początku. Nie wiem tylko, dlaczego mi tego jeszcze nie powiedziałaś. Zamierzasz mu powiedzieć, że ci się podoba ?
Idalii nie zdziwiło to pytanie. Wiedziała, że Laura potrafi odgadnąć wszystko.
- Myślałam o dniu zakończenia roku szkolnego – wyznała, wspominając twarz Daniela.
- Dobry pomysł – pochwaliła ją Laura. – Tylko jednego nie rozumiem.
- Tak ?
- Dlaczego akurat on ?
Szatynka westchnęła ciężko i przewróciła się na lewy bok w taki sposób, by nie widzieć twarzy przyjaciółki.
Dlaczego ?
Przypomniała sobie jego uśmiech, oczy, głos. Uśmiechnęła się na samą myśl.
- Świetnie się dogadujemy. On jest taki miły, mądry, kochany. Umie matematykę i pisze wiersze… - wyjaśniła Ida, nie wierząc w to, że właśnie powiedziała to na głos.
- Naprawdę nic wspólnego nie ma to z faktem, że jest łudząco podobny do twojego zmarłego kolegi ?
- Nie, nie ma. Nic a nic.
- Księżyc jasno świeci, popatrz – zauważyła Laura, podnosząc rękę do góry. Ida uniosła głowę i zobaczyła, jak koleżanka rysuje jakiś kształt na niebie. Wolała nie pytać, co to znaczy.
Tarcza nieznajomego mocno lśniła, wyróżniając się bardzo na tle burego nieba. Obok niego jaśniały panny, rozpraszając ciemność. Wspólnie tańczyli, odgrywali swoje codzienne przedstawienie dla ludzi, którzy z jakiegoś powodu jeszcze nie spali, tylko właśnie ich podziwiali. Dopiero za kilka godzin padną zmęczeni, uciekając przed złotymi promieniami, oczekując człowieczych braw.
- Laura, wiesz jak cię kocham, prawda ?
- Co chcesz ? – fuknęła blondynka.
- Proszę, pójdź na badania…
- Jak będę musiała. Poza tym koniec roku za prawie sześć tygodni, zastanawiałaś się już co mu wtedy powiesz ? – zmieniła temat.
- Tak, raczej już wiem – odparła Ida machinalnie.
- A myślisz, że on też… ?
- Nie, raczej nie.
Dziewczyna spojrzała jeszcze raz w niebo.
- Świat tych gwiazd jest taki tajemniczy… - szepnęła Laura, zamykając oczy na chwilę.
- Nie bardziej niż ludzki.
Cisza.
- Nie muszę iść się badać, ja wiem na co choruję – odezwała się nagle blondynka. – Mam anemię, nic specjalnego.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Uznałabyś mnie za słabą. Nie chciałam tego.
- Głupia jesteś – stwierdziła Ida. – Wcale nie. A gdybym nagle zachorowała na raka, odwróciłabyś się ode mnie ?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Widzisz, ja też. Możesz mi mówić wszystko.
Laura westchnęła ciężko.
- Jesteś starsza ode mnie, dla ciebie sprawy dla mnie ważne są błahe – usprawiedliwiła się blondynka.
- Wcale nie. Nie traktuję cię z wyższością. Wydaje mi się, że jesteś w takim samym wieku jak ja…
- Miło. Wracamy już ?
Obie podniosły się z ziemi. Laurze zakręciło się w głowie, więc Idalia podtrzymała ją. Wyruszyły w powrotną drogę ze świata gwiazd do kraju ludzi.