Rozdział II

Coś okropnie gorącego dmuchnęło Idalii w twarz. Poczuła przeszywający ból rozrywający ją od środka. Nagle zrozumiała, że jej ciało się pali. Zaczęła biegnąć korytarzem, ignorując polecenia nauczycieli. Nie mogła znaleźć żadnej znanej jej twarzy, zwłaszcza jednej, a dzwonek oznajmiający ewakuację wcale nie pomagał. Wpadła do zadymionej klasy, kiedy poczuła na ramieniu dużą dłoń pana od historii.
- Już go zabrali – powiedział, a Izie oczy zaszły łzami.
- Nie mogli ! – krzyknęła i zbiegła na dół. Wywróciła się na jednym ze stopni. Uderzyła się mocno w głowę.
Dziewczyna nabrała gwałtownie powietrza i otworzyła zaciśnięte powieki. Próbowała uspokoić rozszalały oddech. Nie mogła ruszać nogami.
- Sen… sen… - szeptała pod nosem, sięgając pod poduszkę, żeby wyciągnąć telefon. Było po czwartej rano. – Wspaniale – mruknęła, zamykając ponownie oczy.

- Coś się stało ? – zapytała Kaśka, siadając obok Idy, kilka godzin później.
- Jestem tylko niewyspana – skłamała odruchowo i spróbowała wrócić do udawania, że jest bardzo zaciekawiona swoim podręcznikiem do biologii.
- To ty siedź dalej niewyspana czy obrażona na cały świat – jak wolisz, ale ja idę już na hiszpański. Jakby zebrało ci się na rozmowę… - Kasia zawiesiła głos, poszukując odpowiednich słów.
- Spokojnie, wiem.
Ida wstała, podeszła powoli do okna. Zastanawiała się co znaczył ten sen, cały czas jej wyobraźnia odtwarzała na nowo wydarzenia z nocy. Przyjrzała się widokowi za szybą. Już od kilku dni intensywnie padało, ulice zamieniały się w rwące potoki.
Przypomniała sobie wczorajszą rozmowę przez Internet z tą dziwną dziewczyną. Chyba miała na imię Laura. Idalia oddałaby wiele, żeby się tak nazywać. Strasznie nie lubiła swojego imienia, uważała je za niezwykłe – to prawda, ale nie było bardzo znane, nudne nawet. Zdecydowanie wolałaby mieć jakieś bardziej znane imię, chociażby Anna. Po kilku minutach siedziała już w sali, w której odbywały się dodatkowe zajęcia z angielskiego. Chętnie na nie uczęszczała, miała okazję podszlifować ten piękny język obcy, bo przez ostatnie kilka miesięcy opuściła się w nauce. Cudem było, że zdała egzaminy i to z bardzo zaskakującym, wysokim wynikiem. Nauczycielka była dosyć młoda, miła. Dzisiaj kazała młodzieży otworzyć podręczniki i zacząć tłumaczyć kilka krótkich tekstów o krajach Ameryki Południowej. Ida, nawet jeśli miała najszczersze chęci, nie potrafiła się skupić.
Myśli zajmowały się albo dziwnym snem, albo nową znajomą poznaną w sieci. Już zastanawiała się, co ciekawego jej opowie, jeśli ją dziś spotka, a było to dosyć możliwe. Czuła się szczęśliwa na myśl o kolejnej rozmowie. Zupełnie nie przejmowała się jednak tym, że strasznie kłamie, a ta dziewczyna wierzy w każde jej słowo. Wiedziała, że i tak w końcu powie jej prawdę, więc co w tym złego ?
- Idalio, jesteś z nami ? – zapytała kobieta, stojąc nad dziewczyną z założonymi rękami na piersi.
- Jestem – odmruknęła niechętnie, podnosząc wzrok znad zeszytu w niebieskie kangury.
- Proszę cię zatem bardzo, dziecko, pracuj, bo dostaniesz niedostateczną ocenę za pracę na lekcji – odparła ostro i usiadła przed otwartym, czerwonym dziennikiem.
Ida pochyliła głowę, próbując napisać kilka zdań po polsku. Złapała się na tym, iż nie pamięta już połowy słówek, na dodatek miała nieodparte wrażenie, że ktoś bacznie obserwuje każdy jej ruch. Obróciła się delikatnie do tyłu, odgarniając włosy jednym ruchem, jednak wszyscy udawali jak bardzo chce im się tłumaczyć teksty o Ekwadorze, Chile lub Kolumbii. Odetchnęła z nieukrywaną ulgą, gdy zadzwonił dzwonek obwieszczający radośnie koniec szkolnych zajęć na dzisiaj.
Zbiegła szybko po schodach, przysuwając jedną dłonią o drewnianą, wiekową poręcz. Zeskoczyła praktycznie z trzech ostatnich stopni i wypadła na dwór. Czekała do końca przerwy na Kaśkę, a ta wyszła spokojnie z budynku w towarzystwie dwóch roześmianych koleżanek. Pomachała im na pożegnanie i zwróciła się do Idy.
Bez słowa przywitania skierowały się do pobliskiego parku miejskiego. Było już sucho, świeciło słońce, radośnie wystawiając język wszystkim smutnym osobom, prześwitując przez pozostałe jeszcze na drzewach zżółknięte liście. Usiadły pod rozłożystym dębem, wycierając uprzednio ławkę chusteczką higieniczną. Przez kilka minut siedziały w milczeniu. W końcu pierwsza odezwała się Kaśka.
- Dostałam piątkę z hiszpańskiego. Ta baba mnie chyba kocha – zaczęła wesoło.
- Ja miałam jakieś głupie tłumaczenia.
- Już lepiej ci idzie z tym angielskim ? – spytała Kasia uprzejmie.
- Tak, doganiam ich powoli – odparła Idalia, pociągając nosem. Poprawiła szybko włosy i wyciągnęła się na ławce, wkładając ręce do kieszeni burego płaszcza, a nogi krzyżując.
Jesień tego roku była taka piękna.
- Jesteś niespokojna – zauważyła Kasia, prostując się.
- Nie, wcale nie. Skąd ci to niby przyszło do głowy ?
- Kiedy jesteś zaniepokojona, pociągasz nosem. Oraz grzywkę zakładasz za ucho –wyliczyła dziewczyna na palcach jednej ręki, uśmiechając się szeroko.
- Może mam po prostu katar ? – żachnęła się Ida ze złością i wstała.
- Nie wydaje mi się – mruknęła Kaśka, podążając śladem znajomej.
Idalia przyspieszyła kroku.
- Znasz mnie trochę ponad dwa tygodnie, a wiesz więcej niż moje wieloletnie przyjaciółki.
Nie była z tego powodu zadowolona. Zawsze starała się nie opowiadać o swojej osobie zbyt wiele innym ludziom, pozostać wieczną zagadką, a dla najbliższych otwartą córką, wnuczką, przyjaciółką. Ba ! Nawet nie umiała dobrze zbudować swojej osobowości…
- Jestem bardzo spostrzegawcza – usprawiedliwiła się znajoma, dotrzymując kroku szatynce.
- Mówił co ktoś już, że jesteś strasznie irytująca ?
- Aaa… Tylko kilka razy. – Kaśka roześmiała się serdecznie. – A teraz proszę cię o chwilę powagi, Izabelo.
- Mam takie dziwne wrażenie… - zaczęła wspomniana dziewczyna.
- Jak wszyscy po fizyce dwa dni temu ?
- Nie, gorzej. Wydaje mi się, że od czasu angielskiego ktoś mnie obserwuje… - westchnęła Idalia.
- Nie histeryzuj.
Dziewczyny wyszły z parku, zostawiając za sobą plac zabaw oraz sterty liści. Skierowały się na przystanek autobusowy, z którego Kasia miała odjechać do domu. Stało już tam kilkoro uczniów z wyższych klas. Dym z rur wydechowych unosił się jeszcze w powietrzu.
- Jesteś niewyspana, też tak miałam – stwierdziła szybko przyjaciółka, przestępując nerwowo z nogi na nogę. – Jeśli nie możesz spać to pewnie przez fizykę z panią Ambroziak ! Na pewno ! Albo nie przestawiłaś się na tryb szkolny, czyli „Jedenasta – szósta”.
- Wiesz, jak ty coś wymyślisz…
- Co, niby to moja wina, że nie lubisz fizyki, tak ? Przecież to taaaki kochany przedmiot !
- Masz absolutną rację, Królowo Katarzyno. A teraz pozwól, że odprowadzę cię do twojej karety, właśnie nadjeżdżającej.

Idalia siedziała na łóżku z laptopem na kolanach. Stukała w klawiaturę bez najmniejszego zainteresowania. Czasem tylko przewróciła oczami i sięgnęła po miskę z pestkami dyni. Laury jeszcze nie było.
Bardzo polubiła rozmowy z nią. Chociaż ta dziewczyna była od niej o rok młodsza, Iza nie czuła żadnej różnicy dzielącej je. Pisało im się tak dobrze ze sobą, że zaczęły nawet rozmawiać na czacie, co Izie niezmiernie odpowiadało.

Lora: Elizo, moja kochana, poopowiadaj mi o Hiszpanii !
Tella : A co chcesz wiedzieć?
Lora : Wszystko, najlepiej !
Tella : Zawsze świecie słońce, ale to chyba już wiesz. Dlatego lubię tam przebywać.
Lora : Chodziłaś tam do teatrów ?
Tella : Nie, ale chodziłam na lekcje tańca.
Lora : Lubisz tańczyć ?
Tella : Kocham ! Całe życie mogłabym tańczyć. To mój żywioł, w tym jestem najlepsza, poza wszelką konkurencją.

Dziewczyna prychnęła. Nienawidziła tańczyć, nie było dla niej gorszej rzeczy niż taniec. Kiedy miała trzy latka mama zapisała ją na balet. Nic z tego nie wyszło, nauczycielka nie miała serca do swojej pracy. Żaden nauczyciel nie jest dostatecznie dobry w tym, co robi, jeśli nie kocha całym sobą swojego zajęcia. To podstawowy warunek.

Lora : Zazdroszczę Ci ogromnie.
Tella : Na pewno też musi być coś, co też strasznie lubisz.
Lora : Jedyne, co czuję całą duszą to teatr. Ogromna przyjemność, jaką daje mi wcielenie się w różne postaci…
Tella : A żebyś wiedziała !
Lora : Co masz nas myśli ?
Tella : Nic, naprawdę nic. Przysięgam.
Lora : Przepraszam Cię strasznie, Elizko, ale chemia mnie wzywa. Pa !
Tella : Laura, daj sobie spokój z chemią ! Jest piątek…
Lora : W poniedziałek ważny test…
Tella : Proszę… Proszę, proszę, proszę !
Lora : No dobrze, tym razem wygrałaś.
Tella : To opowiadaj, jak Ci minął dzień?
Lora : Dosyć dobrze, dostałam tróję z polskiego, jestem geniuszem !

Idalia uśmiechnęła się pod nosem.

Tella : Z pewnością, gratulacje.
Lora : A Tobie ? Jak z fizyką ?
Tella : Na szczęście dzisiaj było zastępstwo. Oprócz tego, włóczyłam się z koleżankami po sklepach, nic specjalnego.
Lora : Kupiłaś coś ? Ostatnio widziałam śliczny pamiętnik i od razu pomyślałam o Tobie ! Może wyślę Ci go pocztą ?
Tella : Nie trzeba było ! Ale dziękuję Ci pięknie ! Tak, kupiłam śliczny pierścionek i bluzkę, kolorową w kratkę.
Lora : Ja mam upatrzoną ładną tunikę, ale brakuje kieszonkowego…
Tella : Też mi niewiele już zostało…

Ida przymknęła ciemny oczy na kilka sekund, wydające się jej wiecznością. Nie miała pojęcia dlaczego okłamuje Laurę, prawdopodobnie jedyną osobę na świecie, która naprawdę szczerze ją polubiła. Miała wiecznie dobry humor i tryskała energię, prawie jak Kasia, jednak było w niej coś tajemniczego. Gdyby tylko ona, Idalia, mogła tak cieszyć się życiem… Uważała też ten prezent od niej za strasznie miły gest. Sama by się na taki nigdy nie zdobyła, niestety.
Czuła się źle, nie potrafiła temu zaradzić. Była w niej jakaś wewnętrzna, paląca potrzeba ukrywania się za stworzoną przez siebie maską. Maską utkaną z kłamstw i przekrętów. Wciągu kilkunastu sekund stawała się całkiem nowym człowiekiem, kimś innym, o odmiennych poglądach na świat, politykę, kobiety z autobusu linii 154 czy 128 oraz – przede wszystkim – różnych przeżyciach pochodzących z jej „dawnego” życia.
Nie chciała podawać się już więcej za Elizę ani mówić o tym, jak bardzo kocha Hiszpanię pełną dojrzałego słońca czy taniec. Ale z każdym dniem coraz trudniej było wyplątać się jej ze słów, a także z każdą kolejną godziną wyczekiwała tego momentu, kiedy na monitorze komputera pojawi się małe, czarne „cześć”, napisane ładną, równą czcionką. Idalia wiedziała, że potrzebuje prawdziwego przyjaciela, nawet takiego, którego nigdy wcześniej nie spotkała, jednak podtrzymującego ją na duchu i towarzyszącego na każdym kroku jej życia. Kaśka była świetną dziewczyną, lecz nie czuła, żeby czekała na nią większa znajomość. Laura to jedna z tych osób, które zazwyczaj są ciche oraz nieśmiałe, a Katarzyna – dusza towarzystwa – z każdym się zaprzyjaźni, już zna ją cała szkoła, a ona zna ją.
Ida otrząsnęła się z zamyślenia. Stwierdziła, że okno jest otwarte. Podeszła, zamknęła je, ubrała sweter w niebieskim odcieniu.

Tella : Już muszę iść, przepraszam Cię bardzo.
Lora : A mnie kazałaś zostać !
Tella : Wiem, ale mnie tu szantażują !
Lora : O, jak ?
Tella : Mama mówi, że nie zjem obiadu, jeśli nie obiorę ziemniaków…
Lora : Wykorzystuję Cię w perfidny sposób !
Tella : No wiem, ale jestem strasznie głodna.
Lora : Zamieszkaj ze mną, będziesz miała jedzenia mnóstwo i to bez żadnej pracy. Elizo, a może dasz mi swój adres, a ja zdążę zanieść Twoją niespodziankę na pocztę jeszcze dzisiaj ?
Tella : Z tym mieszkaniem ze sobą ? Świetny pomysł ! Już podaję…

Dziewczyna spanikowała. Trzęsącymi się dłońmi dotykała wypustek klawiatury. Zapisała adres i kliknęła na przycisk „Wyślij”. Odetchnęła z ulgą.

Lora : Już wysyłam. Elizo, mam jeszcze jeden pomysł…
Tella : Szybko, jaki ? Mama krzyczy.
Lora : Obie mieszkamy w Krakowie i znamy się już dość dobrze…
Tella : Przejdź do sedna sprawy.
Lora : Może się spotkamy ?

Idalia natychmiast pobladła oraz przygryzła wargę. Poleciała z niej szkarłatna strużka krwi, delikatnie spływając z ust. W głowie pojawiały jej się z każdą milisekundą tysiące najróżniejszych wymówek. Wiedziała jednak, że nie wykręci się przed spotkaniem z Laurą. Nie chciała, by tamta dowiedziała się o tym, że Eliza tak naprawdę nigdy nie istniała. Nie miała serca jej odmówić. Co prawda, byłaby w stanie napisać krótką wiadomość o treści „Moja mama nie toleruje spotkań z nieznajomymi ludźmi z Internetu, przykro mi bardzo, bardzo, bardzo, bo strasznie Cię lubię…”, ale zamiast tego wystukała szybko :

Tella : Oczywiście, o każdej porze dnia i nocy, kiedykolwiek !
Lora : Cieszę się OGROMNIE, że spodobał Ci się ten mój pomysł !
Tella : Przecież podobno jesteś geniuszem. Muszę spadać, pa, Laris !
Lora : Dobra, lecę na tę pocztę, ściskam Cię mocno, Lizko !

Ida wylogowała się w trybie natychmiastowym i pobiegła korytarzem do kuchni. W domu była sama, wyciągnęła więc z szuflady zapasy trzymane na „czarną godzinę”, czyli mnóstwo słonych przekąsek, chipsów, czekoladowych tabliczek. Patrzyła przez okno, jak nad miastem zbierając się czarne, burzowe chmury, mając w ustach kilka kawałków czarnego cudu świata. Czekolada nigdy nie zawiedzie, zawsze wysłucha.
Jakaś zła myśl ukłuła ją w tył głowy. Nie lubiła tego, ponieważ potem przez dłuższy czas nie potrafiła się od nich uwolnić. Towarzyszyły jej również po zaśnięciu – dlatego często budziła się koło trzeciej, czwartej nad ranem, z krzykiem, cała zlana potem przez jakieś koszmary, zrodzone właśnie z takich niewesołych rozmyślań.
Nie sądziła, aby dobrym pomysłem było to całe spotkanie z przyjaciółką. Eliza dla Idalii była taką osobą, jaką zawsze pragnęła być, ale nie posiadała wystraczająco dużo odwagi, żeby się nią stać.
A jeśli te kilka godzin, które zamierza spędzić z Laurą, zmienią wiele rzeczy w jej dotychczasowym życiu ? Sprawią, że będzie najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, ponieważ w końcu znajdzie idealną przyjaciółkę dla siebie ? Może nie będzie tak źle ? Tylko dwóch rzeczy na świecie była tak naprawdę stuprocentowo pewna – tego, że ta noc będzie kolejną nieprzespaną, spędzoną razem z refleksjami oraz tego, iż jutro wstanie słońce.
Chociaż, z tym słońcem, nie była tego w pełni pewna, zawsze mogło się coś stać…
Podniosła się z krzesła i ubrała na siebie płaszcz. Wyszła, trzaskając energicznie drzwiami, jakby chciała obwieścić światu, że wychodzi, opuszcza dom, bo tak naprawdę nic ją nie obchodzi. Zamknęła je, pobrzękując kluczami na breloczku.
Wypadła na ulicę, a świeże powietrze uderzyło jej do głowy, otrzeźwiając umysł. Poczuła się znacznie lepiej. Wdychała pełną piersią zapachy kolorowego już nieba, które towarzyszyło jej codziennie, od dnia narodzin, szesnaście lat temu.

18 grudnia
Znowu. Znowu Święta, klasowa Wigilia. To już za dwa dni. Kolejne nieszczere życzenia od osób i dla osób, bo nikt tak naprawdę nie wie, co powinno się życzyć. Tak jest zawsze, od roku do roku, prawie jak rytuał. Data spotkania z Laurą też jest coraz bliższa. Boję się.
Wczoraj wzięłam do ręki ten pamiętnik. Niepamiętny, milionowy raz. Przestałam już liczyć. Ani czuć Laurowego uścisku dłoni na nim. Szkoda. Strasznie go polubiłam. Czasem w nocy śni mi się, jak odbierałam go od zdziwionego listonosza. Doszedł we wtorek, kilka dni po jego wysłaniu. Dosyć szybko. Był owinięty w zwykły, brązowy papier. A na nim ślicznie wypisane litery, które miały wyglądać na niestaranne, napisane na szybko, ale wiem, że każda była przemyślana, że każda ma w sobie cząstkę Jej.
Mama znowu się ze mną pokłóciła. Przestałam liczyć, który to raz w tym tygodniu. Nigdy nie będzie mi jej brakować. Ani jej stalowych słów, przebijających mnie na wylot, chociaż już dawno się na nie uodporniłam… Nie. Nie. Nie.

19 grudnia
Cieszę się, że dostałam ten pamiętnik. Dopiero kilka kartek, zapisanych zwykłym, niebieskim tuszem, ale dla mnie ważna historia.
Jutro dzień nieszczerej prawdy. Hura, cieszę się niezmiernie na wymuszone uśmiechy.
Szkoda mi strasznie, że oni naprawdę nie chcieli się zaprzyjaźnić, ci ludzie z mojej klasy. Myślę, iż byliby naprawdę dobrymi znajomymi. Wystarczy chcieć.
Losie, co mi przyniesiesz dobrego ?
Może tabliczkę czekolady ? Nie obraziłabym się. Czterolistną koniczynę ? Chętnie przyjmę. Bukiet kwiatów ? Nie, dziękuję, typową nie jestem kobietą. Przyjaźń bez kłamstwa ? Dziękuję, potrzebuję.

Jesień odeszła tak szybko, jak przyszła, zabierając za sobą kolorowe liście na ulicach oraz wietrzne dni, wieczną zmorę długi włosów. Zima była bardziej kapryśna, bo już od samego początku uraczyła ludzi niskimi temperaturami i padającym, gęstym śniegiem od rana do nocy. Ulice zabieliły się szybko, przechodnie zaopatrzyli się w barwne szaliki, czapki, rękawiczki. Wszystko dookoła wyglądała niesamowicie, bajecznie, a w powietrzu wyczuwało się nieznośny zapach nadchodzących świąt, który miały uspokoić zabiegane ciągle dusze już za dosłownie parę chwil.
Klasa Ib właśnie kończyła klasową Wigilię, na której co kilka chwil wybuchały salwy śmiechu. Idalia naprawdę się tego nie spodziewała. Wśród nich wiele się zmieniło przez ostatnie trzy miesiące. Po pewnym czasie dużo osób zauważyło, że ciągły wyścig o pierwsze miejsce nie jest najlepszym wyjściem i zwyczajnie przestali rywalizować, podając sobie nawzajem ręce. Stosunki polepszyły się, nieznacznie, ale zawsze coś. Idalia zaprzyjaźniła się z kilkoma sympatycznymi kolegami, jednak nie była to znajomość, która by przetrwała.
- Noo, Ida, chodź się przytuuuulić – jęknął jeden z chłopców, Kuba Wolski.
- Boże, a on tylko jednym – mruknęła Kaśka, wymownie przewracając oczami.
Idalia uściskała kolegę na pożegnanie, a potem po kolei każdą osobę z klasy, życząc kolejny raz wszystkiego najlepszego na nadchodzący rok.
Była niezmiernie zdziwiona tym, jak bardzo ci ludzie są dla niej życzliwi i mili. Niespodziewanie odniosła wrażenie, że zna ich od zawsze, tak bliscy w jednym momencie stali się jej sercu. Cóż, magia świąt, chciałoby się powiedzieć.
- Ida, chodź, już musimy iść – powiedziała Kasia, poprawiając reklamówkę z ciastem zwisającej z jej ramienia.
- Zaczekaj – szepnęła dziewczyna, zawijając kilka pierników w lukrowej polewie w czerwono – zieloną serwetkę.
- Wesołych świąt ! – krzyknęła przyjaciółka do wychowawczyni.
- Wesołych świąt - powtórzyła Idalia szybko.
- Wam też, dziewczynki, i dziękuję – odparła przyjaźnie nauczycielka, kiwając głową z brązowym kokiem.
Zbiegły po schodach, zapinając się szczelniej. Chłód mroźnego, grudniowego powietrza przedostawał się przez małe otwory w wełnianych szalikach i czapkach, a policzki natychmiast zaróżowiały. Wszyscy uczniowie, jakich mijały, kiedy szły w stronę wyjścia, wyglądali na bardzo zadowolonych oraz cieszących się z perspektywy spędzenia ponad tygodnia na rzeczach, na które naprawdę mają ochotę. Ida również była zadowolona – z Nowym Rokiem chciała diametralnie zmienić swoje życie.
- Dlaczego idziesz w prawo zamiast w lewo ? – spytała Kasia, zatrzymując się.
- Idę na pocztę. Mama kazała mi wysłać kartki bożonarodzeniowe – wyjaśniła Ida, trochę naciągając prawdę.
- Dobra.
Kaśka zostawiła ją i udała się w stronę swojego domu. Idalia natomiast przyspieszyła kroku. Miała wysłać kartki, to prawda. Ale do nowych przyjaciółek Elizy oraz Laury, przede wszystkim. Nowo poznane koleżanki uwielbiały wszystko, co modne. Taka szkolna elita, hermetycznie zamknięta dla każdego. Jedna z nich, Lucyna, kochała nowoczesny taniec sushi i chłopaków. Druga, Michalina, nienawidziła kujonów, ale uwielbiała drogie gadżety czy kolczyki. Gdyby Laura nagle umarła, nie zastąpiłyby jej. Ida doskonale o tym wiedziała. Michalina bądź Lucyna nie potrafiłyby dotrzymać tajemnicy – po kilku sekundach wiedziałaby już o niej cała szkoła, a Laura poproszona o milczenie aż do grobowej deski – uczyniłaby to. Eliza przecież zwierzała się jej ze swoich wymyślonych kłopotów, miłosnych rozterek czy problemów, a Laura zawsze jeszcze potrafiła jej coś doradzić.
Bardzo się ze sobą zżyły. Po kilku tygodniach stały się najlepszymi przyjaciółkami. Wszystko byłoby cudowne, gdyby nie fakt, że to ona, Eliza, a nie Idalia, ma taką wspaniałą znajomą. Czuła się coraz gorzej z poczuciem winy, a coraz trudniej było jej się przyznać do popełnionego błędu. Ida mogła to porównać do wielkiej maszyny : ktoś raz, niespostrzeżenie ją uruchomił, wcisnął jeden, mały czerwony guzik, całkowicie przez przypadek, ale nikt już nie potrafi jej zatrzymać. To w tym dla niej było najgorsze.
Poczta mieściła się na rogu, tuż przy przystanku tramwajowym. Na zewnątrz była przymocowana skrzynka pocztowa, taka mała, szkarłatna, z logiem poczty. Ida wrzuciła do niej kartkę, mając niewielkie problemy z poruszaniem palcami przez grube, wełniane rękawiczki koloru szarego.
Idalia odwróciła się i powoli przechodziła przez przystanek. Ludzie wokół niej spieszyli się, właśnie nadjechał niebieski tramwaj. Jakaś dziewczyna popchnęła ją do przodu, wcześniej wpadając na nią w biegu. Prawie się przewróciła.
- Przepraszam ! – jęknęła zmieszana. Była bardzo ładna. Miała alabastrową cerę, proste, długie włosy. Blondynka. Niebieskie oczy, chociaż w innym świetle byłyby szare. Wiało od niej chłodem, ale zachowywała pozory bycia miłym.
Pobiegła dalej, wchodząc do tramwajowych drzwi, na kilka sekund przed ich zamknięciem. Ida poprawiła rękawiczki oraz czapkę. Zauważyła, że na chodnikowej kostce leży mały, żółty notesik. Schyliła się, by go podnieść. Przerzuciła kilka kartek. Mnóstwo słów napisanych w różnych językach, jakieś piosenki albo wiersze, nieskomplikowane obliczenia matematyczne, rysunki. Z tyłu było napisane małym, drobnym pismem jedno zdanie.

„Własność Laury Lenartowicz, jeśli to znajdziesz, bardzo proszę o kontakt na numer…”

Numer był już trochę zamazany, ale jeszcze dało się go odczytać.
Idalia wróciła do domu w dziwnym nastroju. Natychmiast rzuciła się do pamiętnika, aby zapisać zdarzenie na krakowskim dworcu.

20 grudnia
Wigilia klasowa nie była taka zła. Była naprawdę fajna, podobało mi się. Ci ludzie też nie są okropni, teraz te osoby, które do tej pory trzymały się z boku, nagle stały się duszami towarzystwa. I już jakoś spodobało mi się w tej szkole.
Pyszne pierniki, ciastka, domowe soki. Mniam ! Jeszcze nie było nawet Wigilii, a objadłam się za wszystkie czasy.
Poszłam wysłać kartki na pocztę. Wpadła na mnie jakaś dziewczyna. Strasznie ładna była. Zgubiła notesik. Ma na imię Laura. Od razu pomyślałam o mojej Laurze. Śmiałabym się, gdyby to była ona. Trochę dziwne jest to, że nie znam jej nazwiska. Niby wysłała mi ten pamiętnik, ale chyba zapomniała napisać kto jest nadawcą. Właśnie, muszę zadzwonić do tej całej Laury. Ale to może po świętach. Czeka mnie teraz zakupowy szał. Babcia jutro przyjeżdża, nie mogę się doczekać !