Rozdział IV

Nowy rok rozpoczął się spokojnie. Nie odbyła się żadna kłótnia z mamą, a Idalia była zadowolona z tego, jak po świętach przywitano ją w szkole. Wszystko wychodziło na prostą. Wszystko, oczywiście oprócz jednego, małego szczegółu.

Tella : Lauro, przepraszam Cię mocno. Z całego serca. Wszystko wytłumaczę Ci na spokojnie, jeśli tylko dasz mi szansę dojść do głosu. Przepraszam…

Laura. To ona była sprawczynią coraz większego smutku w głowie Idy rodzącego się z każdym dniem. Nie umiała poradzić sobie z uczuciem, które towarzyszyło jej od pamiętnego spotkania. Wiedziała, że to była jej wina. Cały czas myślała tylko o tym, czy nic bardziej poważnego jej się nie stało. Pisała cały czas do niej na czacie, jednak nie dostawała żadnej odpowiedzi.

2 stycznia
Jakiś tam rok, już nie wiem. Wmuszam w siebie kolejne kawałki czekolady, wpycham je praktycznie garściami do buzi. Dobrze mi tak. Czekolada jest dobra. Potrzebuję jej. Nic mnie teraz nie uratuje.
Marcin zrobił dzisiaj kawał polonistce. Niewielki żarcik. Prawie go wyrzucili, tak się kobieta wściekła, chociaż nie było o co.
Przestań wyć.

- Jezu, ona mnie kocha ! Ona mnie kocha. KOCHA, rozumiecie ?! – krzyczała Kaśka wniebogłosy, biegając po szkolnym korytarzu w każdą możliwą stronę i pokazując kolejnym osobom, które chciały, swoją kartkówkę z fizyki. – Dała mi czwórkę, dała mi czwórkę.
Ocena dobra z całą pewnością była najwyższą od kilku szkolnych lat. Pani Ambroziak, wspomniana nauczycielka, nie należała do typu łagodnych ludzi, którzy dobre oceny dają za nic. Była niesamowicie surowa oraz wymagająca.
- Spokojnie, bo się zmęczysz – przystopowała ją Idalia.
- To nieważne. Ważne, że mam czwórkę z fizyki !
- Nie rozumiem twojego entuzjazmu – odezwał się sceptycznie Bartek Nasta. W swojej dłoni trzymał małą karteczkę, a w jej górnym, prawym rogu, widniało tłuste „dst”.
- No, nie wierzę – mruknęła Ida.
- Słyszałem. Nic dziwnego, jeśli się z czegoś leci na samych dwójach… wycedził Bartek spokojnie, poprawiając spadające mu z nosa okulary.
- Mam to, co lubię. Koniec tematu – ucięła szybko Ida i wspięła się po schodach na ostatnie piętro. Zbliżał się oczekiwany czas ulubionej przez wszystkich uczniów lekcji geografii z panią Gąską.
- Też masz wrażenie, że on – Kaśka pokazała głową na kolegę – dostał pod choinkę rózgę ?
Obie roześmiały się.
- Możliwe.
Poświąteczna lekcja geografii minęła dosyć spokojnie. Nauczycielka dała im do wykonania pracę samodzielną. Polegała na powtórzeniu wiadomości o florze i faunie Australijskich wybrzeży.
Dwie godziny tygodniowo nauki o świecie wystarczyły, by na dobre wyplenić pozostałe znaki o rywalizacji międzyszkolnej. Tylko wtedy można było się pośmiać, a nie być za to ukaranym. To właśnie śmiech był tym, czego Idzie brakowało teraz najbardziej.
- Idalio, dlaczego ty w siebie nie wierzysz ? – zapytała pani Gąska, biorąc do ręki jej kartkę zapisaną w całości drobnym pismem.
- Ona jest ateistką – podrzucił jakiś chłopak.
- Ateiści ateistami, ale z geografii jest dobra – stwierdziła nauczycielka, a Idalia spąsowiała, spuszczając głowę.
Zrobiło jej się tak bardzo miło, że do końca lekcji była zadowolą i cieszyła się ze wszystkiego. Od ponad roku nikt jej za nim nie pochwalił.

3 stycznia
Gąska mnie pochwaliła. Do ostatniego dzwonka miałam zaróżowione policzki i wpatrywałam się w czubki własnych butów. Niecodziennie dostaję od kogoś takie naprawdę miłe, szczere słowa uznania.
Kaśka dostała czwórkę z fizyki i cieszy się jak małe dziecko. Zazdroszczę jej. Bardzo. Muszę się wziąć za naukę, inaczej będzie naprawdę kiepsko.
Matka obrzuciła mnie dzisiaj jakimś posępnym spojrzeniem, lepsze to niż nic. Od kilku dni ciągle się nie odzywa. Skąd wiem ? Miała aż DWA dni wolnego, co można uznać za prawdziwy cud.
La, la, la, la, wydaje mi się albo jest coraz lepiej. Naprawdę.

5 stycznia
Pierwszy weekend nowego roku nadszedł dosyć szybko. To jutro. Kolejna spotkanie z zupełnie nieznaną mi osobą. Nie boję się, wręcz przeciwnie. Ciekawa jestem, jaka jest ta kobieta. Laura. Kolejna Laura. Nie wiem dlaczego, ale strasznie podoba mi się to imię. Gdybym w tym roku miała bierzmowanie, zapewne bym je wzięła. Nie, musiałam je mieć w zeszłym i niestety wybrałam jakąś Marię.
Maria to takie pospolite imię.
Idalia Julia Maria Kino.
Nie, czasem naprawdę bywało lepiej. Muszę podziękować rodzicom za to, że nazwali mnie Idalią. Jedyna rzecz, jaka im się w życiu udała. Dobór idealnego imienia, chociaż serio dziwnego.
Śnieg trochę stopniał. Dobrze. Wiosna idzie. Ubiorę się na zielono.

6 stycznia
To już dzisiaj. Boję się. Ręce mi się pocą. Cholera.

Idalia jeszcze raz sprawdziła, czy wzięła ze sobą żółty notesik. Byłoby to kompletnie bez sensu, gdyby go ze sobą nie wzięła.
W powietrzu nie czuło się już zapachu świąt ani tego radosnego oczekiwania. Teraz każdy się spieszył, nie było już żadnej refleksji, wszyscy zapomnieli o Świętym Mikołaju, prezentach, nikt nie przejmował się już wyglądem krajobrazu, kolejny raz spowitego lekkim śniegiem, co z całą pewnością powinno się przypisać zawsze niezawodnej Matce Naturze.
Ida zwolniła kroku, zamyślając się. Nie chciała się spotkać z tą kobietą tylko z jednego powodu. Dlatego, że miała na imię Laura, a na każde, nawet najmniejsze, wspomnienie koleżanki z Internetu chciało jej się płakać.
Zatrzymała się pod kawiarenką „Luna”, gdzieś w centrum miasta. Pchnęła drzwi. Wystrój był naprawdę imponujący. Fioletowe ściany, gwiazdy zwisające z sufitu. To było coś. Dziewczyna wybrała miejsce w rogu, gdzie była zasłonięta przez ogromne kwiaty posypane srebrnym, mieniącym się pyłem. Na drewniany stoliku przykrytym miłym w dotyku materiałem leżały zwinięte w rulonik błękitne serwetki i świeczniki w kształcie złotych słońc. Wszystko zaskakująco pasowało do siebie oraz wzajemnie uzupełniało.
Kilka minut później otworzyły się drzwi. Ida nie sądziła, by przyszła pani Laura, bo do umówionego spotkania miały jeszcze trochę czasu. Właściwie nie wiedziała, ile ta osoba ma lat, ale dla bezpieczeństwa wolała zwracać się do niej per „pani”.
- Dziękuję – mruknęła do kelnerki, która przyniosła Idalii zamówioną herbatę z cytryną. Pomieszała ją kilka razy, dosypawszy doń cukru. Wypiła kilka łyczków. Po całym jej ciele rozeszło się rozkoszne uczucie ciepła.
Nie trwało ono jednak zbyt długo, bo naprzeciwko jej pojawiła się osoba, jakiej nigdy by się tam nie spodziewała.
- Laura ? – wydusiła Ida, prawie dławiąc się herbatą.
Ale Laura tylko wydęła swoje idealne usta, posłała Idalii zimne spojrzenie, odwróciła się na pięcie i skierowała swoje kroki na drugi koniec sali.
- Laura, czekaj! – krzyknęła za nią dziewczyna, zrywając się ze swojego miejsca.
Idalia podbiegła do znajomej i usiadła przy jej stoliku. Laura z obrażoną miną sięgnęła po kartę. Była bledsza niż kiedy widziała ją ostatnio.
„Paniusia”, przemknęło szatynce przez głowę.
Spojrzały na siebie krzywo.
- Ty żyjesz – stwierdziła po chwili Ida.
- Też się z tego cieszę – odpowiedziała Laura. – Skąd niby takie wnioski ?
- Po tym co się ostatnio stało… Wtedy, w księgarni byłam… Bałam się o ciebie – zaczęła Ida nieśmiało.
- Wzruszające – wycedziła Laura przez zęby. – Dlatego, żebyś się uspokoiła, uroczyście ci ogłaszam, że przytomność odzyskałam w niespełna piętnaście minut potem.
- Co tu robisz ?
- Raczej ja powinnam zadać to pytanie tobie.
- Jestem umówiona.
- A to ciekawe, bo ja też jestem umówiona.
- Z kim ? – wypytywała dalej Idalia.
- Ze znalazcą mojego… Po co ci to ?
- Nie mów mi tylko, że zgubiłaś to…
Ida, czując nagły przypływ radosnej energii, zaczęła grzebać w torbie. Wyciągnęła z niej żółty notesik. Pomachała nim przed nosem Laury, a jej oczy zrobiły się doskonale okrągłe.
- Skąd to masz ?! – wykrzyknęła zdziwiona i wściekła. Próbowała odebrać swoją własność, rzucając się gwałtownie do przodu. Ida jednak odchyliła się do tyłu.
- Znalazłam.
- Niby gdzie ? Jesteś taką kłamczuchą, że na pewno go ukradłaś !
- Na ulicy. Wtedy, gdy mnie popchnęłaś, bo prawie odjechał ci tramwaj.
- Oddaj mi go.
- Pod jednym warunkiem.
Laura spojrzała na Idalię niepewnie i starała się wybadać czy siedząca naprzeciwko niej dziewczyna coś ukrywa. Może chce pieniędzy ? Ile wart jest taki notesik ? Nie wiedziała, jak ma postąpić, więc postanowiła zaryzykować. Nic się nie stanie.
- Dobra – fuknęła niczym zrażony czymś kot.
Ida bawiła się serwetką. Oblizała jeszcze usta, czując na końcu języka pomieszane smaki – malinowej pomadki oraz kwaśnej cytryny.
- Oddam ci to… - zaczęła Idalia, mówiąc cicho, by klienci naokoło nie mogli ich usłyszeć. – Jeśli… Zaczniemy wszystko od nowa. Od początku. Jakbyśmy się nigdy nie poznały.
Laura wahała się kilka minut. W tym czasie przeczesywała blond pasma palcami.
Ida, w oczekiwaniu na odpowiedź dziewczyny, bardzo starannie przekartkowała żółty zeszycik, zapamiętując co ciekawsze słowa. Co kilka sekund patrzyła się na nieobecny wzrok Laury, który bardzo nie pasuje do kogoś mocno stąpającego po ziemi.
- Stwierdziłam, że… Zgoda – wyrzuciła z siebie Laura, z niepokojem obserwując reakcję Idalii. – To znaczy, możemy spróbować jeszcze raz. Zależy mi na tej przyjaźni. Daję ci… Daję nam – poprawiła się – drugą szansę.
- Wow – zdumiała się Idalia. – Nie spodziewałam się. Serio.
Ida zaniemówiła i przez kilka kolejnych sekund siedziały w ciszy. Ulżyło jej. Pierwszy raz od wielu miesięcy poczuła, jak ogromny kamień spadł jej z serca. Czuła się tak niewyobrażalnie szczęśliwa, że swoją radością mogłaby przerzucić cały Wawel, Rynek Główny, a do tego dorzucić nawet smoka wawelskiego na drugi koniec Polski. A nawet do Afryki albo Australii, gdyby bardzo tego chciała.
- Laura. – Blondynka podała jej rękę.
- Idalia. – Tamta potrząsnęła dłoń nowej – starej znajomej. Coś w podświadomości mówiło jej, że ten rok będzie o wiele lepszy od poprzedniego.
- To… Często tu bywasz ? – spytała Laura i wybuchła czystym śmiechem.
- Laura… - zaczęła nieśmiało Ida, wykręcając sobie palce.
- Tak ?
- Mogę ci coś powiedzieć ? Dlaczego stworzyłam Elizę?
- Oczywiście – odparła Laura, prostując się lekko.
Ida wzięła kilka głębokich wdechów. Wiedziała, że jeśli nie zmierzy się z tym teraz, już prawdopodobnie nigdy nie będzie miała szansy o tym opowiedzieć.
- Miałam przyjaciela – wypowiedziała, a jej głos echem rozniósł się po całej kuli ziemskiej. Napięcie oraz drżenie ciała opuściło ją wraz z momentem wymówienia pierwszych słów. – Znaliśmy się już jako niemowlaki. Mamy nawet ze sobą zdjęcia z tamtego okresu. Miał na imię Jacek.
- Ładne imię – stwierdziła nagle Laura. – Miałam kiedyś kolegę w klasie, też tak się nazywał. Nikt go nie lubił. Dziwny był – opowiadała ona i już otwierała usta, by kontynuować opowieść, ale zreflektowała się, że Ida spogląda na nią znacząco.
- Kochałam go. Jak brata – dodała Ida, gdy zobaczyła uniesioną do góry brew Laury. – Znaliśmy się jak łyse konie, i wcale tu nie przesadzam. Nie mieliśmy przed sobą żądnych tajemnic. Wiedzieliśmy każdą, nawet najmniejszą rzecz. Nie było między nami zazdrości. Życzyliśmy sobie jak najlepiej. Dziewczyny zawsze na nas krzywo patrzyły…
- Wydajesz się być lubiana – wtrąciła trzy grosze Laura.
- … Bo zawsze trzymaliśmy się z Jackiem razem. Cokolwiek by się nie wydarzyło. Kilka miesięcy temu… W sumie, za trzy miesiące minie rok, jak wyjechałam z rodzicami do Włoch na trzy tygodnie. Kiedy wróciliśmy, pojechałam z klasą na zieloną szkołę, akurat tak wypadał termin.
- Nie mów, że…
- Mieliśmy zostać tam aż sześć dni. Sześć pięknych, kwietniowych dni. Pełnych słońca, lodów na patyków i radości. Jacy byliśmy wszyscy naiwni – prychnęła Idalia, bardziej do siebie. – Drugiego dnia ktoś ze szkoły w Malborku miał przy sobie kilka pudełek zapałek. To było oczywiste, że dla zabawy zacznie coś podpalać. Przypadkowo trafiło na połowę domków.
Laura zakryła usta dłonią.
- Zapewne słyszałaś o tym, mówili w telewizji – kontynuowała Idalia. – Zginęła wówczas tylko jedna osoba. Właściwie dwie. Jacek nie zdążył na czas wyjść z mieszkania. A mnie umarła dusza.
Zapadła cisza. Ludzie wokół nich jakby nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Strasznie mi przykro – wyszeptała blondynka, spuszczając wzrok.
- Tygodnie w pustym i ciemnym pokoju. Czarna rozpacz i łzy. Nie wiem, jakim cudem zdałam egzaminy. Dlatego stałam się Elizą. Ona była wszystkim dobrym, radosnym czym ja tak bardzo chciałam być po wypadku, ale nie potrafiłam.
- Przepraszam, że tak się zachowałam. Przepraszam – odezwała się Laura. – Powinnam dać ci szansę drobnego wyjaśnienia. Nie martw się. Ja na razie nie zamierzam jeszcze umierać.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki, starając dodać się jej otuchy.
Przez resztę popołudnia nie mogły się nagadać. Chodziły po cudownym, królewskim Krakowie, podziwiając jego wspaniałą architekturę oraz magię.
Idalia była strasznie zadowolona z tego, co dzisiaj się wydarzyło. W końcu znalazła kogoś, kto polubił ją za to, kim była. Strasznie się z tego cieszyła i nie potrafiła ubrać tego uczucia w żadne słowa, ale wiedziała, że Laura idealnie to rozumie oraz będzie starała się być dla niej wyrozumiała.
Sama Laura czuła się bardzo zła na siebie, że nie dała Idalii dojść do słowa wyjaśnienia podczas feralnego spotkania w księgarni w grudniu, kiedy zasłabła. Była wtedy jednak tak zdenerwowana, co zauważył sam lekarz, radząc jej, by unikała stresowych sytuacji. Teraz, gdy dowiedziała się, jakby był powód podawania się koleżanki z Elizę, było jej wstyd. Niezwykle mocno pragnę pozbyć się tego uczucia, jednak za nic nie umiała się na to zdobyć. Wiedziała, że jest słaba psychicznie, ale zazwyczaj starała się po prostu o tym zapomnieć.
Nigdy nie dało się zapomnieć.
To właśnie te rzeczy, które najmniej chcemy pamięć zawsze pozostają nam w pamięci na dłużej. A te godne strącenia do otchłani dobrych wspomnień jakoś nigdy nie można odszukać po wielu długich latach.
Idalia wróciła do domu późnym wieczorem. Zamiast pójść prosto do domu z przystanku autobusowego, wybrała się na nocny spacer. Nie bała się. Nigdy się nie bała ciemności lub tego, że ktoś może wyskoczyć zza drzewa. Bała się samotności i samego strachu.
Było grubo po dziesiątej, kiedy cicho otwierała drzwi od łazienki. Uśmiechnęła się sama do siebie, kiedy włączała do kontaktu długą, czarną wtyczkę pochodzącą od przenośnego radyjka. Rozregulowało się, więc pokręciła małym guziczkiem, by odnaleźć nadającą się do słuchania częstotliwość. Ściszyła głośność. Teraz była całkowicie zadowolona z tego dnia.

7 stycznia
Wszystko dobrze. Najlepiej. Najpiękniej. Proszę, niech będzie tak zawsze !